Victoria podeszła z wielkim uśmiechem do Matta i jakby nic
się nie stało spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak nie rozumiał, o co jej
chodzi, ale na jego twarzy malowała się złość po tym, co przed chwilą zobaczył.
-Chyba ci się domy pomyliły - odparł. - Nie masz prawa zabierać tych rzeczy.
-Czyżby? - zapytała i potem dodała. - Coś mi się nie wydaje.
-One nie są twoje!
-Twoje też nie, są mojej przyjaciółki, mojej najlepszej przyjaciółki.
-A mojej narzeczonej, więc chyba mam większe prawo do nich niż ty - przerwał, nie dając za wygraną.
-Twojej byłej narzeczonej - wtrąciła Jess podchodząc do nich. - To była moja decyzja, nie będę z tobą mieszkać.
-Jessica nie kłam. Ja cię tu zabrałam, więc nie próbuj mnie bronić. On mi nic nie zrobi - powiedziała głośniej wskazując na Matta.
-Wierzysz w to? Wierzysz, że możesz ze mną wygrać?
-Tak! Ja jestem tego pewna. Nie dam ci jej ranić. Ona na to nie zasługuje. TY nie zasługujesz na nią.
-To może zasługują na nią ci debile, których słucha pisząc te swoje głupie opowiadania i artykuły?
-Czyli kto?
-O!!! Nie powiedziała ci? - zapytał z drwiną. - Naprawdę miła przyjaciółka.
-Może i mi nie powiedziała, ale i tak jest najlepsza. Nawet tobie nie uda się zniszczyć więzi, jaka jest między nami.
-Matt daruj sobie, nie powstrzymasz mnie. Kocham moich rodziców i twoich także, robiłam to wszystko dla nich, ale pora przestać, powiedzieć koniec - powiedziała łagodnie Jess.
-Oczywiście, że tak - przytaknął. - Teraz wracasz do środka.
Chwycił ją za rękę i zaczął szybko prowadzić w stronę schodów. Nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że dziewczyna próbowała uwolnić się z uścisku. Victoria oczywiście nie pozwoliła mu wygrać i już stała przed nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Przechyliła nieco głowę w bok i spytała:
-Gdzie się wybierasz?
-Do domu, gdzie ty nie masz wstępu.
-OK, mi to pasuje, ale Jessica zostaje ze mną, właśnie na tym chodniku. Dla pana droga wolna.
-Ona jest moja i idzie ze mną - rozgniewał się jeszcze bardziej.
-Nie jestem twoją własnością idioto - krzyknęła na niego, a on wypuścił jej rękę.
-Jak mnie nazwałaś?
-Nazwała cię idiotą, a ja w głowie dodałam o wiele fajniejsze słówka, chcesz usłyszeć? - zapytała, a do przyjaciółki wyszeptała. - Wsiadaj za kierownice i odpal silnik.
-Bardzo chętnie, ale najpierw... - podniósł nieco rękę.
-Wysłuchasz mnie i nie odważysz się jej uderzyć - dokończyła za niego.
Jessica nie chciała pozwolić, aby jej kumpela została z nim sam na sam. Wahała się, czy iść, czy może zostać. Kiedy ta dwójka zaczęła się znowu kłócić i drażnić, dziewczyna pobiegła do auta i zauważyła przez przednią szybę Carlosa, który w tym momencie spoglądał na nią.
-To już jest przesada - krzyknęła.
-O co chodzi? - zapytał Matt wytrącony z kłótni. - Ej, co ona robi w samochodzie?
-Jess odpalaj silnik, szybko - rozkazała Vic i pobiegła do Nissana zatrzaskując za sobą drzwiczki. - Jedź, jedź, jedź.
Dziewczyna nacisnęła pedał gazu i z piskiem opon wyjechała na ulicę zostawiając za sobą swój dawny dom, chłopaka i ból. Co jakiś czas spoglądała na Vici, która siedziała dumna pisząc coś na telefonie. Nie chciała jej przeszkadzać i nawet nie chciała zbytnio rozmawiać. Jednak bała się, że przyjaciółka będzie na nią zła po tym, co usłyszała.
Po pewnym czasie dziewczyna odłożyła komórkę na siedzenie i zapytała:
-Wszystko w porządku? Nic ci nie jest, prawda?
-Oczywiście, że nie. To ja powinnam zadać to pytanie tobie, przecież ty się z nim kłóciłaś.
-Oj tam. Matt tak naprawdę nie mógł mi nic zrobić. W środku może bałam się jak nie wiem co, ale nie pokazałam mu tego. Ja z nim wygrałam, nie wliczając ucieczki.
-Cieszę się z jednej rzeczy, której nie zrobiłam w przeszłości.
-Czyli?
-Nigdy mu nie powiedziałam, ani nie pokazałam gdzie mieszkasz, ale i tak się boję, że on nas znajdzie.
-Nie zrobi tego. To będzie dla niego za dużo roboty, więc nie przejmuj się. Jesteś wolna i nikt tego teraz nie zmieni.
Jess posmutniała z myślą, że będzie musiała wyjawić wszystko rodzinie. Nie chciała ich ranić, bo pamięta tę radość, kiedy pokazała mamie pierścionek. Ta kobieta była tak dumna z córki. Przecież dzień, w którym się zgodziła to dzień wydania jej pierwszej książki.
-O jakich chłopakach mówił dzisiaj Matt? - to pytanie wyrwało ją z rozmyślań.
-Przepraszam cię, ale nie chce o nich rozmawiać. Normalny zespół jak każdy inny. Pomagał mi jedynie w pisaniu, nic więcej...
-Chyba ci się domy pomyliły - odparł. - Nie masz prawa zabierać tych rzeczy.
-Czyżby? - zapytała i potem dodała. - Coś mi się nie wydaje.
-One nie są twoje!
-Twoje też nie, są mojej przyjaciółki, mojej najlepszej przyjaciółki.
-A mojej narzeczonej, więc chyba mam większe prawo do nich niż ty - przerwał, nie dając za wygraną.
-Twojej byłej narzeczonej - wtrąciła Jess podchodząc do nich. - To była moja decyzja, nie będę z tobą mieszkać.
-Jessica nie kłam. Ja cię tu zabrałam, więc nie próbuj mnie bronić. On mi nic nie zrobi - powiedziała głośniej wskazując na Matta.
-Wierzysz w to? Wierzysz, że możesz ze mną wygrać?
-Tak! Ja jestem tego pewna. Nie dam ci jej ranić. Ona na to nie zasługuje. TY nie zasługujesz na nią.
-To może zasługują na nią ci debile, których słucha pisząc te swoje głupie opowiadania i artykuły?
-Czyli kto?
-O!!! Nie powiedziała ci? - zapytał z drwiną. - Naprawdę miła przyjaciółka.
-Może i mi nie powiedziała, ale i tak jest najlepsza. Nawet tobie nie uda się zniszczyć więzi, jaka jest między nami.
-Matt daruj sobie, nie powstrzymasz mnie. Kocham moich rodziców i twoich także, robiłam to wszystko dla nich, ale pora przestać, powiedzieć koniec - powiedziała łagodnie Jess.
-Oczywiście, że tak - przytaknął. - Teraz wracasz do środka.
Chwycił ją za rękę i zaczął szybko prowadzić w stronę schodów. Nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że dziewczyna próbowała uwolnić się z uścisku. Victoria oczywiście nie pozwoliła mu wygrać i już stała przed nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Przechyliła nieco głowę w bok i spytała:
-Gdzie się wybierasz?
-Do domu, gdzie ty nie masz wstępu.
-OK, mi to pasuje, ale Jessica zostaje ze mną, właśnie na tym chodniku. Dla pana droga wolna.
-Ona jest moja i idzie ze mną - rozgniewał się jeszcze bardziej.
-Nie jestem twoją własnością idioto - krzyknęła na niego, a on wypuścił jej rękę.
-Jak mnie nazwałaś?
-Nazwała cię idiotą, a ja w głowie dodałam o wiele fajniejsze słówka, chcesz usłyszeć? - zapytała, a do przyjaciółki wyszeptała. - Wsiadaj za kierownice i odpal silnik.
-Bardzo chętnie, ale najpierw... - podniósł nieco rękę.
-Wysłuchasz mnie i nie odważysz się jej uderzyć - dokończyła za niego.
Jessica nie chciała pozwolić, aby jej kumpela została z nim sam na sam. Wahała się, czy iść, czy może zostać. Kiedy ta dwójka zaczęła się znowu kłócić i drażnić, dziewczyna pobiegła do auta i zauważyła przez przednią szybę Carlosa, który w tym momencie spoglądał na nią.
-To już jest przesada - krzyknęła.
-O co chodzi? - zapytał Matt wytrącony z kłótni. - Ej, co ona robi w samochodzie?
-Jess odpalaj silnik, szybko - rozkazała Vic i pobiegła do Nissana zatrzaskując za sobą drzwiczki. - Jedź, jedź, jedź.
Dziewczyna nacisnęła pedał gazu i z piskiem opon wyjechała na ulicę zostawiając za sobą swój dawny dom, chłopaka i ból. Co jakiś czas spoglądała na Vici, która siedziała dumna pisząc coś na telefonie. Nie chciała jej przeszkadzać i nawet nie chciała zbytnio rozmawiać. Jednak bała się, że przyjaciółka będzie na nią zła po tym, co usłyszała.
Po pewnym czasie dziewczyna odłożyła komórkę na siedzenie i zapytała:
-Wszystko w porządku? Nic ci nie jest, prawda?
-Oczywiście, że nie. To ja powinnam zadać to pytanie tobie, przecież ty się z nim kłóciłaś.
-Oj tam. Matt tak naprawdę nie mógł mi nic zrobić. W środku może bałam się jak nie wiem co, ale nie pokazałam mu tego. Ja z nim wygrałam, nie wliczając ucieczki.
-Cieszę się z jednej rzeczy, której nie zrobiłam w przeszłości.
-Czyli?
-Nigdy mu nie powiedziałam, ani nie pokazałam gdzie mieszkasz, ale i tak się boję, że on nas znajdzie.
-Nie zrobi tego. To będzie dla niego za dużo roboty, więc nie przejmuj się. Jesteś wolna i nikt tego teraz nie zmieni.
Jess posmutniała z myślą, że będzie musiała wyjawić wszystko rodzinie. Nie chciała ich ranić, bo pamięta tę radość, kiedy pokazała mamie pierścionek. Ta kobieta była tak dumna z córki. Przecież dzień, w którym się zgodziła to dzień wydania jej pierwszej książki.
-O jakich chłopakach mówił dzisiaj Matt? - to pytanie wyrwało ją z rozmyślań.
-Przepraszam cię, ale nie chce o nich rozmawiać. Normalny zespół jak każdy inny. Pomagał mi jedynie w pisaniu, nic więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz