sobota, 30 marca 2013

Rozdział 7...



-Co on znowu chciał ci zrobić? - zapytała ze złością Vic
-On... kazał mi... wracać do domu... i... chyba chciał... zaciągnąć do... swojego... samochodu - wyjąkała.
-Chyba? Chciał? - zdziwiła się przyjaciółka.
-Tak, ale ja go... uderzyłam. Zrobiłam to pierwszy raz... nie chciałam.
-Jess, on na to zasłużył. A jeśli ja go spotkam to także nie będzie miło.
-Nie zrobisz tego.
-Zrobię i wiesz co? Pojadę teraz, on musi poczuć, co to gniew, mój gniew - wypowiedziała ze złości i wstała szybko z łóżka.
-Nie proszę - wyszeptała łapiąc ją za rękę. - On nie da ci potem spokoju. Będzie robił wszystko, aby zniszczyć ci karierę.
-Ale ja nie pozwolę dalej mu cię tak traktować.
-Ja to doceniam, ale nie puszcze cię. Mnie rani, ciebie nie może.
-Ale...
-Koniec. Nie wymieniaj żadnych rzeczy, bo ja już powiedziałam ostatnie słowo - przerwała stanowczo.
-To powiedz mi jedną ważną rzecz: co ty teraz zrobisz, co?
-Nie wiem... Muszę odzyskać swoje ubrania, pieniądze i inne drobiazgi.
 Victorii przyszedł do głowy super pomysł i na twarzy od razu pojawił się ten tajemniczy uśmiech.
-Co już przyszło ci do głowy?
-Daj mi twój telefon i zrób coś ze sobą. Potem szybko pakuj się do samochodu i do tego z uśmiechem na twarzy.
-Co chcesz zrobić? - spytała zakłopotana.
-Nie pytaj tylko daj komórkę.
-Jest w samochodzie na siedzeniu pasażera.
 Po tych słowach Vic pobiegła z prędkością błyskawicy do garażu. W połowie drogi zgarnęła swoje niebieskie trampki i okulary przeciwsłoneczne. Telefonu nie było tam gdzie wskazała Je. Leżał natomiast razem z kluczykami pomiędzy siedzeniami.
 Wybrała szybko numer Carly i czekała:
-Cześć Car tu Victoria... Musisz mi pomóc... Jest Matt w firmie?... Naprawdę?... A jak myślisz długo mu to zajmie?... Nie, wszystko w porządku... Więc to potrwa minimalnie cztery godziny, tak?... Dzięki za informacje... Bye
 Podeszła do drzwi prowadzących do domu i krzyknęła:
-Jessica idziesz, czy mam tam po ciebie przyjść?
-Idę... Już idę niecierpliwcu.
-No i to chciałam w tej chwili usłyszeć.
 Weszły razem do srebrnego Nissana i Victoria wyjechała z podwórka kierując się w stronę centrum LA.
-Gdzie ty mnie wieziesz? - zapytała po pewnym czasie Jessica.
-Zobaczysz, to już niedaleko.
-Ale ja wolę wrócić do domu i tam zostać przez pewien czas.
-Oj nie marudź. Jedziemy do domu.
-Chyba nie masz na myśli jego domu? - wypowiedziała ze strachem, na co odpowiedział jej tylko zwycięski uśmiech.

Po dziesięciu minutach milczenia zaparkowały na krawężniku i Vic wepchnęła przyjaciółkę na korytarz mówiąc, że chce zaraz wiedzieć w Jess garderobie wszystkie jej walizki. Nie słuchała i nie odpowiadała na jakiekolwiek pytania. Zamieniła się w dziewczynę, której się nie protestuje i która nie przegrywa.
 Z szafy wyjmowała po kolei każde ubranie kumpeli i układała w kupkach na ziemi, w równych odstępach.
-Masz to są wszystkie moje walizki. Jest ich sześć, więcej nie mam.
Znakomicie. Teraz idziesz i zabierasz wszystkie dokumenty, kosmetyki, urządzenia. No... wszystko co należy do ciebie, a i jeszcze pieniądze.
-Zamierzasz mnie stąd zabrać na zawsze, prawda?
-No nie pozwolę ci tu zostać. Gdybyś była na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
-Raczej nie. Ja nie mam takich pomysłów jak ty.
-Oczywiście, bo ty masz o wiele lepsze.
-Oj bez przesady.
-To wszystko bardzo mi się podoba, zapewne zaraz byśmy się śmiały, ale nie wiemy, kiedy on wróci.
-I czy w ogóle wróci - zakończyła Jessica.
 
Zabranie i pakowanie wszystkiego zajęło im trzy godziny. Kiedy Victoria pakowała ostatnią walizkę do auta pod dom podjechał Matt. Nie zauważyła go na początku, jednak Jess tego nie przegapiła. Kiedy wychodziła z domu wyszeptała ze strachem:
-On wrócił...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz