niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 19...



-Jessica obudź się – mówiła Victoria ruszając ją za ramie. – Szybko budź się… - pośpieszała.
-Co się dzieje? – spytała mało przytomna dziewczyna, nie wiedząc nawet gdzie się znajduje i kto ją dotyka.
-Rozbudź się – rozkazała.
-Pali się czy co? – odgarnęła włosy w twarzy prawą ręką.
-Nadszedł czas, aby pogadać.
-Ale o czym? – zaczęła się podnosić bez żadnego protestu i w fioletowo-białej piżamie usiadła po turecku okrywając się kołdrą.
-Nie usłyszałam przecież streszczenia wczorajszego wieczoru.
-I po to mnie budzisz o… - sięgnęła po telefon, który leżał na szafce nocnej. – … ósmej rano?
-Tak – przytaknęła. – Opowiadaj.
-Topór złości zakopany? – schyliła głowę nieco w bok. – Ja swój smutku i zagubienia też mam zakopać?
-Oj… Przecież nie było żadnych toporów, a teraz już naprawdę proszę o opowiadanie ze szczegółami. – przystanęła. – Nawet najmniejszymi szczegółami.
 Jess streściła jej całą „randkę”: taniec, przeprosiny, prezent, idealną kolację, lecz nic nie wspomniała o pocałunku, a zakończyła słowami:
-I dzisiaj wracam do niego. Wracam do domu.
-Nie mówisz serio, prawda? – zaskoczyła się Vic.
-Mówię serio.
-Dziewczyno ludzie się od tak nie zmieniają, ponownie staniesz się jego ofiarą – wybuchła i złapała ją za ramiona.
-Nie! – zaprzeczyła. – Teraz będzie już tylko lepiej.
-Jesteś tak bardzo głupia, czy tylko udajesz? – potrząsnęła nią.
-Sama jesteś głupia – krzyknęła przy okazji strącając jej dłonie. – A teraz wyjdź – wskazała ręką drzwi. – Już.
-To mój dom, nie twój.
-Za godzinę już mnie nie będzie.
-Dobra – powiedziała ze złością i wyszła trzaskając drzwiami, a potem dało się słyszeć mocne uderzenie jakiegoś przedmiotu o ścianę na parterze.
-Przecież nie mogę ci powiedzieć – wyszeptała w stronę drzwi.
 Oparła głowę na kolanach i w bezruchu czekała na telefon od Matta, który prawdopodobnie zaraz zadzwoni, przynajmniej jej się tak wydawało po wczorajszym dniu i chłopaka zachowaniu.
-Wychodzę, zostaw klucz w doniczce – dało się słyszeć krzyk Victorii i zamykane drzwi.
 Dziewczyna wtedy szybko zerwała się z łóżka i pobiegła na dół zjeść najprostsze śniadanie: płatki z mlekiem oraz pozabierać wszystkie potrzebne rzeczy.
 O dziesiątej dwie walizki i kuferek stały przy drzwiach wyjściowych, a pozostałe ubrania Je schowała na dnie szafy w pokoju gościnnym, bo nie ma najmniejszego sensu wszystkiego zabierać, no chyba że Matt to nie ta sama osoba, co miesiąc temu.
 Blondynka nie doczekała się telefonu od chłopaka, więc sama postanowiła zadzwonić:
-Cześć Matt… Podjechałbyś po mnie?... Tak, jestem spakowana i tylko czekam na ciebie… Szczerze?... Brakuje mi dawnego łóżka… Czy rodzice coś mówili?... Nie… Za godzinę?... OK… Pa.
 Jej twarz wypełnił promienny uśmiech z dobrze zdanego egzaminu, ponieważ chłopak połknął kolejny haczyk.
Muszę poznać odpowiedź na to pytanie – myślała.
 Wyjęła z kuchennej szafki białą kartkę i zielony długopisem napisała krótki list do Vic.
Kochana Vi,
wiem, że już od dobrych dwóch dni nie rozmawiamy normalnie, że się bez przerwy kłócimy. Przy każdym moim słowie narażam naszą długotrwałą przyjaźń na niebezpieczeństwo. Może od kiedy zadzwonił do mnie Matt jestem dziwna – sama to zauważyłam, lecz tak będzie dla ciebie i dla mnie lepiej.
 Chciałabym Ci tak wiele powiedzieć, wyznać co się dzieje w mojej głowie. Mam nadzieje, że mnie z czasem, pewnie długim czasem, zrozumiesz i za jakiś czas wybaczysz.
 Nigdy nie chciałam i także w tym momencie nie chcę stracić takiej przyjaciółki jak ty.
 Twoja kochająca Jess.

P.S. Wiem, że miałaś pilnować mnie z ręką, ale będę na siebie uważać i naprawdę pamiętaj, że nigdy nie chciałam doprowadzić naszych relacji do takiego stanu.

Zostawiła kartkę na blacie w kuchni i wyszła zabierając klucz ze sobą. Czterdzieści minut później stała przed bramą rodziców, których nie było w domu, ani na podwórku i pozostało jej tylko czekanie na chłopaka.
 Nie podjechał samochodem, jak miał zrobić, lecz przyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha piechotą pogwizdując sobie radosne melodyjki pod nosem, co jakiś czas.
-Witaj piękna – przywitał ją pocałunkiem. – Zabieram cię na spacer do dawnego domu.
-A co z twoją pracą, co z firmą? – zapytała zaskoczona.
-Wziąłem dwa dni wolnego, a moje obowiązki przejął Josh. Wiesz, który to prawda?
-Tak wiem – kiwnęła głową. – Jesteś kochany – przytuliła go i to był początek, początek długiej i trudnej gry.
 Po drodze wstąpili do kawiarni na ciastko i poranną kawę. Potem Jess zajrzała do apteki, a Matt w tym czasie zrobił szybkie, niewielkie zakupy, ponieważ uparł się, że to właśnie on dziś robi romantyczny obiad, który zjedzą na dworze ze względu na tak piękną pogodę.

*PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ*
-Pomóc ci coś, bo ja już skończyłam się rozpakowywać? – zapytała Jessica siadając na czarnym blacie kuchennym i patrząc na Matta w żółtym fartuchu, który kupili mu kumple rok temu, oczywiście dla żartów i dla własnej rozrywki.
-Nie trzeba, a jak wiem to ręki nie możesz nadwyrężać.
-Ale mam jeszcze prawą, a wiesz jak bardzo kocham przesiadywać w kuchni. Pozwól mi? – spojrzała na niego z miną szczeniaczka.
-Nie mam mowy ta mina na mnie nie działa – odwrócił wzrok.
-Proszę – wyszeptała.
-Nie…
-Na pewno? – spytała chytrze próbując spojrzeć mu w oczy.
-Tak, poradzę sobie, ty masz dzisiaj od wszystkiego wolne, ale jeśli już naprawdę chcesz mi pomóc to wybierz film na wieczór.
-OK. – zeskoczyła na podłogę, ucałowała chłopaka w policzek i podkradła mu pomidora z deski.
 Siadając przed telewizorem i przełączając filmy w wypożyczalni natknęła się na znane jej już tytuły z samotnych wieczorów u Vic, gdy przyjaciółka pracowała całe dnie i noce.
-A co byś chciał obejrzeć? – krzyknęła.
-Może być film akcji lub horror, no chyba, że masz lepsze propozycje – odpowiedział.
 Znalazła „Paranormal Activity 3”, oczywiście ona już go oglądała, lecz jak zawsze nie było jej dane w tamtym czasie obejrzeć ostatnich 30 minut, bo albo zmorzył ją sen, albo miała olśnienie, a najczęściej przypominała sobie, co powinna była zrobić przed powrotem Victorii.
-Znalazłam… - oznajmiła po pewnym czasie.
-To wypożycz.
 Jak powiedział, tak też zrobiła, a potem siedząc na śmietankowej sofie rozglądała się po pokoju, aż jej uwagę przykuło zdjęcie z Londynu, jej i Matta. Byli tam na wyjeździe z przyjaciółmi rok temu. Niezapomniany, nagły wypad do Europy to było cudowne przeżycie, które zapamiętają na bardzo długi czas. To właśnie tam spędzili ostatnie niezapomniane chwile w swoim wspólnym życiu.
 Jessica wzięła ramkę do ręki i patrzyła na ich wesołe twarze.
-Ile jeszcze tak będzie? Jak długo będziesz udawał dobrego chłopaka? Do czasu aż znajdę odpowiedź, czy może o wiele krócej? – pytała zarówno siebie, jak i zdjęcie. – Przecież wiem, że czegoś się boisz i niedługo ci minie, jednak jestem na to przygotowana, wiesz?
-Z kim rozmawiasz? – usłyszała pytanie z kuchni.
-Z nikim – prędko odpowiedziała. – Próbuje wymyślić w głowie dialog do książki, której chwilowo nie mogę pisać… - kłamała udając smutek w głowie. – A co słyszałeś?
-Że ktoś się czegoś boi.
-A no tak. Główna bohaterka boi się swojego chłopaka, który ją postrzelił i przetrzymuje na odludziu – opowiadała wcześniej wymyślony pomysł do książki, jednak niezbyt dobrze jej to szło.
-Zapowiada się coś ciekawego i już niedługo będziesz znowu pisać – stanął w progu przecierając ręce pomarańczową ścierką.
-Tak wiem – odwróciła się odstawiając zdjęcie i odetchnęła z ulgą, że za wiele nie usłyszał. – Idę na dwór przygotuje stół – wyminęła chłopaka i wyszła.

*OKOŁO GODZINY OSIEMNASTEJ*
 Matt i Jessica wspólnie siedzieli przy stole patrząc sobie głęboko w oczy. Chłopak przygotował swój popisowy numer – pizze z brokułami i kurczakiem, a drugą z mozzarellą i pomidorami, którą ubóstwiała blondynka. Na stole nie zabrakło także sałatki i czerwonego winna.
-Dziękuje, że to wszystko dla mnie zrobiłeś, nie spodziewałam się.
-Bo to miała być niespodzianka i w pewnym stopniu się udało – chwycił ją za dłoń. – Robię to z miłości do ciebie, bo kocham cię nad życie, nikogo innego, tylko CIEBIE – zaakcentował ostatnie słowo.
 We wnętrzu Jess coś drgnęło. Tak dawno słyszała te słowa, a teraz były one falą gorąca wypełniającą ją od środka. Czuła, że się rumieni i uznała to za jedną z części odpowiedzi.
-Ja też cię kocham – wyszeptała, a w głowie dodała:
Tylko nie wiem jak bardzo się w tym wszystkim pogubiłam i gdzie znaleźć właściwą drogę do wyjścia.

Po skończeniu obiadu, który trwał bardzo długi czas, bo aż dobre półtorej godziny, dziewczyna wstała oznajmiając:
-Ja posprzątam.
-Nie ma mowy, ja to zrobię – zaprotestował.
-Teraz moja kolej – uparła się i pocałowała Matta w usta na znak wygranej.
 Zabrała naczynia ze stołu i włożyła do zmywarki nucąc sobie piosenki Big Time Rush z ich drugiego albumu oraz nowości usłyszane w stacjach telewizyjnych.
-Hej, a może pójdziemy na imprezę do Caroline? – zagadnął Jessice Matt trzymając w dłoni komórkę.
-Może być, a na którą? – próbowała wymusić zainteresowanie, choć szczerze nie chciało jej się w ogóle ruszać z domu. Marzyła o spędzeniu tego wieczoru pod ciepłym kocem oglądając telewizje.
-Na ósmą, tylko trzeba by było się powoli zbierać, bo do niej jest godzina drogi bez korków.
-OK. To ja się tylko przebiorę, poprawie oczy mocniej kredką i możemy jechać na piątkową imprezkę.
 I tak jak przez cały dzień, to także na domówce u przyjaciółki bawili się świetnie. Jednak zachowanie chłopaka powoli zaczynało budzić podejrzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz