niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 12...



 Victoria przyszła do kuchni o ósmej rano i nie wierzyła własnym oczom. Na blacie nie było ani jednego pudełka, a przy wejściu do salonu nie walała się zawartość szafek. Przez dłuższą chwile nie mogła w to uwierzyć i aż musiała wrócić na górę, aby sprawdzić czy tam też z niewyjaśnionych przyczyn jest tak czystko. Nigdzie nie było śladu po wczorajszym tornadzie zwanym „Victoria Justice”, a kiedy otworzyła drzwi od garderoby zauważyła śpiącą Jessice z laptopem na kolanach i lokami spiętymi w koka.
 Podeszła do niej po cichu i nakryła zielonym kocem, który zdjęła z górnej półki. Zabierając komputer przed zamknięciem zapisała nową książkę dziewczyny, a raczej początkowy fragment.
 Przez dłuższą chwilę patrzyła na jej twarz, na której co pewien czas pojawiał się delikatny uśmiech wywołany cudownym snem.
 Jessica śniła o Paryżu, o wierzy Eiffla, gdzie spotkała Jamesa, Logana, Carlosa i Kendalla. Byli dla mnie bardzo mili, a ona przez bardzo długi czas znajdowała się w siódmym niebie pozwalając swoim marzeniom się spełniać. W chwili kiedy prowadzili długą i pochłaniającą rozmowę w parę sekund pojawiły się ni stąd ni zowąd czarne chmury i silny wiatr. W tym samym momencie zniknął gdzieś Carlos z Loganem i wszyscy ludzie, pozostała tylko ich trójka, która próbowała usilnie włączyć windę. Kiedy w końcu im się udało, chłopaki weszli do środka i winda stanęła w płomieniach od uderzenia pioruna. Jessica upadła obok barierki i zaczęła krzyczeć.
 
Gdy zerwała się ze snu, a raczej koszmaru, było już po dwunastej. Spała jedynie sześć godzin, ale nie chciała wracać do tego co przed chwilą widziała, co wymyśliła jakaś cześć jej mózgu. Wstając złożyła koc i jeszcze chwiejnym krokiem zeszła na dół w poszukiwaniu Victorii.
-Cześć śpiochu – usłyszała za sobą głos Nathana.
-Cześć podróżniku – odparła odwracając się w jego stronę. – Gdzie twoja piękna imprezowiczka?
-Leży w salonie i jęczy, że ją głowa boli.
-Kac?
-Nie to raczej nie to?
-A co innego? – zapytała zaskoczona.
-Ma kaca to prawda, ale to nie to sprawia ten ból. Moim zdaniem to brak płynów i przemęczenie. Wiesz, że ona przez dobrą godzinę ćwiczyła taniec, bez chwili wytchnienia. Bez jedzenia i picia.
-Cała Vic, zaraz to załatwię. Zostań tu – rozkazała i weszła do salonu witając się z przyjaciółką. – Cześć kochana, jak głowa?
-W porządku. Nathan ci powiedział?
-Tak i wiesz co?
-Co? Co już wymyśliłaś, co ci się przyśniło?
-Miałam koszmar, nie warto opowiadać – machnęła ręką. – Ale nie dam ci dzisiaj umierać cały dzień, nie ma takiej opcji. Kiedy cię głowa boli jesteś bardzo marudna.
-Wcale, że nie – zaprotestowała Vic.
-A wcale, że tak. Jeśli zaraz nie weźmiesz czegoś od bólu głowy wydam cię Nathanowi – wzięła dziewczynę na szantaż. – I wiedz, że on uwierzy nawet w moje niewinne kłamstewko.
-Nie zrobisz tego – poderwała się Victoria.
-Ale czego?
-No tego, co planujesz.
-A! Chodzi ci o to, że zaraz mu powiem, że umawiasz się z innymi za jego plecami, a on cię znienawidzi.
-Nie zrobisz tego!
-Ależ zrobię, nie wierzysz? – zapytała się z uśmiechem i zawołała. – Nathan.
 Vi zakryła jej usta ręką i pokazała, że jak się zaraz nie uciszy to nie będzie z nią dobrze.
-Czy coś się stało? – zapytał chłopak stając w drzwiach.
-Nie nic – odpowiedziała Vic i dodała. – Możesz przynieść mi szklankę wody i jakąś tabletkę na ten okropny ból?
-Jasne.
 Jessica uśmiechnęła się na znak zwycięstwa i czekała tylko na Nathana nie zwracając najmniejszej uwagi na przyjaciółkę, która próbowała udać, że strzela focha, lecz w tym momencie jej aktorskie zdolności się ulotniły.
 Victoria zabrała od chłopaka lek i się z nim pożegnała, ponieważ musiał pilnie pojechać do firmy, bo szef go wezwał i nie był w dobrym humorze. Kiedy drzwi się zatrzasnęły pierwsza odezwała się Vi:
-Wiesz, że kiedyś znajdę sposób na ciebie i na te twoje szantaże…
-Przecież znasz na nie milion sposobów i tak naprawdę zastraszanie można na tobie użyć tylko wtedy, kiedy umierasz z bólu głowy lub masz niezłego kaca. Zaraz ci przejdzie i wrócisz do siebie. To przez wrażenia i uwierz mi to nie przez brak płynów boli cię głowa jak twierdzi twój przyszły mężulek.
-Telefon ci dzwoni… - powiedziała spokojnie Vic odbiegając całkowicie od tematu.
-Co?
-Telefon!
-Ale jak ty go słyszysz, przecież on jest na górze?
-Garderoba jest nad nami. Idź…
 Jessica pobiegła szybko na piętro i odebrała w ostatniej chwili:
-Cześć mamo!... Co słychać?... Ja się nie odzywam?... Oj to nie tak, ja po prostu nie mam czasu… Tak wiem, że miałam przyjść… Chcesz wpaść?... A może ja dzisiaj przyjdę?... No mamuś… Naprawdę?... Ale Matt jest bardzo zajęty… Ale to musi być u nas w domu?... Ale… No dobrze… Pa.
-Kto dzwonił? Mama? – przestraszyła Jess Victoria.
-Tak - odpowiedziała i posmutniała.
-Co się stało? Ktoś umarł?
-Nie, gorzej. Nie mogę dłużej tego ciągnąć, ona chce dzisiaj do nas wpaść tzn. do mnie i do Matta. Ona o niczym nie wie. Boje się…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz