niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 13...



-O której?
-Powiedziała, że będzie około czwartej i chce z nami szczerze o czymś porozmawiać.
-Nie wspominała nic o co będzie chodzić? – dopytywała Victoria.
-Nie! Słyszałam jaka była szczęśliwa, miała taki radosny głos… Przecież ja nie mogę jej o tym powiedzieć.
-Ale wiesz, że nie ukryjesz tego przed nimi. Wcześniej czy później o wszystkim się dowiedzą.
 Między dziewczynami zapadła grobowa cisza. Co chwila spoglądały na siebie, lecz w większości przypadków Jess siedziała ze spuszczoną głową i nuciła jakąś piosenkę. Zamknęła się na pewien czas w sobie i dopiero melodyjka telefonu wyciągnęła ją stamtąd. Nie udało jej się wziąć komórki, bo już trzymała ją Vic i ze zgrozą patrzyła na ekran.
-Matt – wysyczała przez zęby. – Odbierz, ale przed tym włącz głośno mówiący i nie daj po sobie poznać, że masz jakiś problem.
-Słucham?
-Witaj kochana – powitał ją radośnie Matt.
-Chyba ci się numery pomyliły, bo twoja kochana to w firmie twojego ojca – powiedziała Jess z niewielką złością.
-To już wyłącznie moja firma.
-A no tak… Wiesz zapomniałam, że ją przepisał – odparła tym swoim tonem.
-Słyszałaś nowinki?
-Jakie?
-No twoja mama przychodzi dzisiaj i jak moja o tym usłyszała to postanowiła zrobić to samo, więc mamy dzisiaj gości. Miło prawda?
-Ależ oczywiście… Tylko wiesz co?
-Co?
-Mnie tam nie będzie. To są twoi goście, w twoim domu.
-W twoim też i pamiętaj, że jesteś moją narzeczoną – oburzył się chłopak.
-Ty go urządziłeś, tam nic mojego nie zostało i … - zrobiła długą pauzę i wypowiedziała te słowa głośniej, akcentując każde z osobna. – Już dawno nie jesteśmy razem, wbij sobie to w końcu do głowy.
-Tak bardzo śmieszne – znów zignorował jej słowa. – Trzeba posprzątać i miło je przywitać.
-Sam to możesz zrobić.
-A co jak spytają o ciebie?
-Powiesz jakim dobrym synem jesteś, co jest twoim nowym hobby – po tych słowach nacisnęła czerwoną słuchawkę i patrzyła na dziwny wyraz twarzy Victorii.
 Zaczęła jej nawet machać przed oczami nie mając pojęcia, co wprowadziło przyjaciółkę w ten stan.
-Wszystko w porządku?
-Yyy… - zamrugała oczami i oprzytomniała. – Tak. Myślałam, że sobie nie poradzisz, że się go boisz. Natomiast ty poradziłaś sobie perfekcyjnie.
-Bo ja się go boje, ale tylko wtedy kiedy stoi przy mnie i wiem, że może mi coś zrobić.
 Vic spojrzała w niebieskie oczy Jessicy, ale nie znalazła tam strachu, bólu i przygnębienia. Była prawie pewna, że kumpela za parę chwil zacznie panikować, jednak to nie nastąpiło. Po pewnym czasie zauważyła na jej prawej tęczówce ten charakterystyczny błysk i słowo:
-Idę!
-Ale gdzie?
-Do mojej mamy zanim ona wyruszy do tamtego domu. Nie będzie mi co prawda łatwo, ale muszę to powiedzieć, bo i tak prędzej czy później się o tym dowiedzą.
-Ej, to moje słowa – zauważyła Victoria.
-Tak wiem i chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobiła.
-Co?
-Mogłabym w tym momencie odpowiedzieć coś bardzo nie miłego, ale wtedy się obrazisz, a ja cię potrzebuje.
-W jaki sposób?
-Jedź ze mną, potrzebuje wsparcia…
-Dobrze, ale jesteś tego pewna? – zapytała chytrze chcą się dowiedzieć czy dziewczyna zaraz się nie wycofa przez jakąś głupią wymówkę.
-Tak, to już czas.
 Jessica nie zjadła żadnego posiłku tylko założyła czarne rurki, żółtą bluzkę i czarne trampki. Czekała na Vic, która próbowała znaleźć kluczyki, a one spokojnie leżały w samochodzie.
-Vi znalazłam, chodź – krzyknęła za nią Je.
 Po tych słowach siedziały razem w Nissanie i miały do przejechania parę kilometrów, które dzieliły ich od dzielnicy w centrum LA.

-O kochanie jak ty ładnie wyglądasz, ale co tu robisz? – zapytała pani Braun. – Przecież to ja miałam do was przyjść.
-Tak wiem, ale muszę z tobą porozmawiać… - powiedziała z lekkim strachem ignorując komplement. – To ważne.
-Dzień dobry pani Braun – przywitała się Victoria wychodząc za domu gdzie pozostawiła samochód. – Miło panią znowu zobaczyć.
-Witaj Vi! Co już zrobiłyście? – zapytała prosto z mostu kobieta i kontynuowała dalej. – Pytam o to, ponieważ jeśli jesteście tu obie i moja córka mówi, że to ważne, to coś musiało się wydarzyć. Więc?
-Chodzi o Matta – powiedziała powoli Jess.
-Co się stało? Coś z firmą? Miał wypadek? – przejęła się kobieta.
-Nie proszę pani, to coś o wiele gorszego – odpowiedziała jej Victoria. – Lecz będzie lepiej, jeśli opowie to Jess, ja jestem jedynie jako wsparcie.
-Jest tata? – wyjąkała Je.
-Nie, w tym momencie pracuje, ale wejdźcie do środka moje drogie. Usiądziemy i spokojnie porozmawiamy.
 Weszły do brązowego domu i usiadły razem w salonie. Jessica bardzo długo zbierała się, żeby zacząć. Bała się, ale nie było odwrotu. Kiedy spoglądała na Victorie ze smutnym wyrazem twarzy widziała wciąż tę samą minę, która mówiła: „To twoja mama musisz jej o wszystkim powiedzieć. Bądź silna.”
-Trudno jest mi o tym mówić, ponieważ nigdy nie chciałam was zawieść, ale to wszystko, co się dzieje wokół mnie jest za silne i nie daje razy. Poddałam się, choć chciałam walczyć do końca… - stanęła na chwilę, aby powstrzymać łzy i po chwili wszystkie słowa wyszły same z jej ust. Powiedziała o wszystkim: o bólu, strachu, wyzwiskach i ranach na ciele. Skończyło się oczywiście płaczem z bezradności, a kiedy przyszła pora powiedzieć o zerwanych zaręczynach coś ją ścisnęło w gardle i nie potrafiła wypowiedzieć nawet najprostszego słowa.
-Co się dzieje? – zapytała ją mama.
-Bo… ja… - jąkała się dziewczyna.
-Ona chciała powiedzieć, że choć kocha państwa oraz rodziców Matta to nie wytrzymała i zrobiła to, co według niej było słuszne i  powinna była według mnie zrobić to wcześniej – przyszła na ratunek Victoria.
-Zerwałam zaręczyny – odpowiedziała na pytający wyraz twarzy mamy.
 Pani Braun się nieco przejęła, ale była na tyle wściekła na chłopaka po usłyszanej historii, że stała i bez słowa wyszła z salonu. Dziewczyny wtedy spojrzały na siebie pytająco i pokręciły przecząco głowami, że nie wiedzą, co się stało.
 Chwilę patrzyły na ścianę, a potem rozległ się głośny i zarazem wrogi głos kobiety, która rozmawiała z kimś przez telefon.
-Co jest? – zapytała Victoria.
-Mama albo dzwoni do taty, albo do pani Damon. Jest prawdopodobnie bardzo zła, może nie wato było jej mówić?
-Co ty gadasz? Dobrze, że to zrobiłaś – rozwiała wątpliwości Vic oraz dotknęła dłoni przyjaciółki na znak potwierdzenia swoich słów.
-Nie rozumiesz, że to twój syn wszystko robi… Nie pozwolę, aby to tak pozostało… To moja córka… Tak najlepiej machnąć ręką… Miło, że się przejmujesz… - krzyczała pani Emily ze złością.
-Jest naprawdę wkurzona – stwierdziła Vic.
-A dziwisz się? Przecież znasz jej charakter.
-No znam, ale żeby aż tak?
 Jessica wstała i wolnym krokiem wyszła na korytarz pytając:
-Mamo? Wszystko w porządki?
-Tak mój skarbie – odpowiedziała łagodnie kobieta podchodząc do córki. – Tak bardzo cię przepraszam, to nasza wina.
-Nie – zaprotestowała. – Nie mieliście z tym nic wspólnego, nawet nie wiedzieliście, że takie coś miało miejsce.
-Ale robiłaś to dla nas…
-Tak wiem, ale ja go kochałam – rozpłakała się i wpadła w ramiona kobiecie, która ją przytuliła jakby nigdy nie chciała jej wypuścić i pozwolić, aby została ponownie zraniona.
-Ciii… Wszystko będzie dobrze – uspokajała ją i głaskała po głowie jak za dawnych lat…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz