sobota, 30 marca 2013

Rozdział 4...



-Musisz mi pomóc kogoś znaleźć... - wyznał Logan i po chwili dodał. - Tak powinienem być razem z Kendallem, Jamesem, Carlosem oraz Dustinem.
-Ale co się stało? Czy to aż tak ważne, że przychodzisz w nocy, kiedy większość Amerykanów już śpi? - spytała jeszcze nieco zszokowana Vic pokazując mu gestem ręki, aby wszedł do środka.
-Wiem, przepraszam. Nie powinienem był teraz przychodzić, ale to nie daje mi spokoju. Nie potrafię czekać.
-To proszę, jeśli już przeszła mi kompletnie senność i szok spróbuje ci pomóc. Jednak nie mogę zaprosić cię do salonu, bo mam drugiego nocnego gościa - powiedziała poprawiając włosy.
-To jest dziwna sytuacja, która wydarzyła się dzisiaj. Kiedy śpieszyłem się do chłopaków jakaś młoda blondynka wbiegła na mnie. Była cała zapłakana i miała na sobie jedynie krótką sukienkę - zrobił pauzę, a jego mina wyglądała jakby wracał do tamtej sytuacji w swojej wyobraźni. - Wtedy powiedziałem kumplom, że nie uda mi się przyjść. Poczułem w swoim wnętrzu, że muszę ją znaleźć. Poszedłem do parku niedaleko jej domu. Krążyłem tam bardzo długi czas, ale dziewczyny tam nie było. Nie mogę o niej zapomnieć. Może jest zwykłą dziewczyną, lecz teraz nie potrafię się poddać, to jest za silne.
 Victorii wydawało się, że wie kim ona jest. Do końca pewna nie była, ale czuła, że ta zagadka będzie łatwa do rozwiązania.
-Logi, idź do domu i prześpij się. Jutro opowiesz mi coś więcej o nieznajomej, a ja obiecuję, że pomogę ci ją znaleźć.
 Poklepała chłopaka po przyjacielsku po plecach i pożegnała się otwierając mu drzwi. Poczekała na progu aż zniknął w swoim czarnym aucie i wróciła zamykając za sobą drzwi na klucz.
 Weszła do salonu, ale nikogo tam nie było. Poszła pod łazienkę, lecz światło się nie świeciło. Kierując się w stronę schodów usłyszała w kuchni wyłączający się czajnik. Podeszła do blatu i na nim usiadła.
-Wszystko w porządku? - zapytała z troską.
-Tak - odpowiedziała ze smutnymi jeszcze oczami. - Przyszłam zrobić sobie drugi kubek herbaty. Nie jesteś zła prawda?
-No coś ty... Dlaczego miałabym być zła? Jesteśmy przyjaciółkami i mój dom jest twoim domem.
-To mogłabym zostać tu parę dni? Nie chcę wracać do domu.
-Oczywiście kochana i możesz tu mieszkać ile tylko zechcesz - mówiła przytulając Jessice.
 Vic pobiegła szybko na górę, żeby pościelić łóżko w pokoju gościnnym. Wyjęła z szafy ręcznik, szlafrok i bawełnianą pidżamę, którą Jess zostawiła wraz z innymi ubraniami po jednej z wycieczek do Nowego Jorku.
-Nie musiałaś tego robić - powiedziała już prawie swoim głosem Jessica opierając się o brązową ścianę jednego z pokoi w domu przyjaciółki. Na środku stało jasne łóżko dwuosobowe z zielonymi poduszkami i kołdrą. Pod oknem znajdowała  się komoda, a w prawym rogu wazon z dekoracyjnymi gałęziami.
-To nie był problem. Weź te rzeczy i możesz iść do łazienki - mówiła podając jej przygotowane przedmioty.
-Dziękuje, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś taka kochana.
-Idź, a potem połóż się spać. A właśnie, mam do ciebie prośbę.
 Dziewczyna odwróciła się i spytała:
-Jaką?
-Nie myśl o tym co się stało, nie chcę, abyś cierpiała.
-Nie będę, spróbuje zapomnieć. Nie chcę, aby moja bujna wyobraźnia to wykorzystała, a ja nie będę mogła spać. Umyję się i w tym czasie wymyślę jakąś historię, która zajmie moje myśli na pewien czas.
-Zrób tak - przyznała jej rację, a po chwili dodało. - Czy jutro jak wstaniesz dokończysz mi swoją opowieść, którą przerwał nam dzwonek?
-A ty powiesz mi kto dzisiaj tak późno cię odwiedził? Co to za chłopak?
-Skąd wiesz, że chłopak? - spytała chytrze.
-Męski głos...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz