niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 11...



-O zguba wróciła – zauważył Kendall.
-Tak wróciłam, a co szukaliście mnie? – zapytała dla zabawy.
-Oczywiście, że tak – zażartowali w trójkę.
-Chyba wam nie wychodzi kłamanie. Gdzie Vic?
-Jakie kłamanie? To prawda przebiegliśmy całą salę i sprawdziliśmy nawet mysie dziury, a jest ich tu sporo – zignorował pytanie Carlos i razem zaczęli się śmiać.
-Fajnie, że mogłabym się tam zmieścić, no chyba, że mam jakąś super moc.
-Nie wiedziałaś o tym? Gdybyś jej nie miała po co mielibyśmy tam zaglądać? – odpowiedział pytaniem Logan, a po chwili ich śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
-Hej z czego się śmiejecie? – spytała Vic podchodząc do całej czwórki.
-Z chłopaków bujnej wyobraźni – odpowiedziała Jess jeszcze chichocząc.
-Wyobraźni? – dołączył się James.
-Chłopaków – wskazała Victoria, a potem dodała. – Coś ty zrobił z bluzką?
-Mały wypadek z winem oczywiście nie moim.
-Nowa dziewczyna? – zapytali jednocześnie Kendall i Carlos.
-Można powiedzieć, że początek nowej znajomości – uśmiechnął się do je na znak, żeby nie obwiniała się za tą sytuację.
-Ej! Właśnie Vic po co mnie szukałaś? – oprzytomniała Jessica.
-A no tak. No, bo jest już po pierwszej i …
-Że która? – krzyknęła zdziwiona.
-No prawie już druga – poprawił je Kendall.
-To ile ja siedziałam na tym głupim balkonie?
-Dość długi czas – odpowiedział jej James na co został zmierzony piorunującym spojrzeniem.
-Co tam mówiłaś, bo chyba ci przerwałam?
-Pora już wracać, bo jutro, a raczej dzisiaj rano wraca Nathan i chyba nas obie zabije, jeśli będzie chciał wpaść do mnie, a na pewno będzie chciał.
-No tak… Połowa pomieszczeń wygląda jakby przeszło tamtędy tornado, bo szukałaś torebki, która leżała w twoim pokoju na łóżku.
-To nie moja wina, że ją przeniosłaś.
-Dobra zwal winę na mnie. Nie będziemy teraz o tym gadać. Musisz się przespać, bo myślisz już co wydarzy się za parę godzin.
-Tak… - chciała coś powiedzieć, ale jej przerwano.
-Idziemy!  - rozkazała. – Limuzyna już czeka, czy wracamy na piechotę?
-Czeka – odparła i zwróciła się do chłopaków. – Do zobaczenia jutro w studiu, mam nadzieje.
 Przytuliła każdego po kolei i ruszyła powoli do wyjścia, a Jess przystanęła kierując swoje słowa do całej czwórki.
-Do zobaczenia kiedyś w przyszłości, jeśli będzie taka okazja – miała już wyjść, lecz została w ostatniej chwili zatrzymana.
-A ty nas nie przytulisz? – zapytał smutny Carlito z rozłożonymi rękami szykując się do uścisku.
-Nie… Przytulcie się wzajemnie i pomyślcie, że to ja.
-Ale przecież to zupełnie co innego – zaprotestowali, ale ona ich już nie słuchała.
 Otwierając drzwi i wchodząc do środka czarnej limuzyny przypomniało się jej, że kilka lat temu obiecała sobie, że nie popełni tego błędu. Jednak tej nocy to się stało: zraniła siebie i zrezygnowała z marzeń w pewnym stopniu. Szczerze powiedziawszy nie chciało się już jej siedzieć, marzyła tylko o tym, aby pójść spać i przeleżeć  parę dni w łóżku bez żadnych ludzi, problemów i spraw do załatwienia.
 Opierając czoło o zimną szybę zorientowała się, że nigdzie nie ma jej kremowej kopertówki, w której miała telefon oraz dwie złote bransoletki, które zdjęła w trakcie gali.
-Nie, nie, nie – zaczęła powtarzać pod nosem. – Co ja zrobiłam?
-Co się stało? – zapytała sennym głosem Victoria.
-Zapomniałam torebki i muszę ją odzyskać za wszelką cenne.
-Ale jak? -  zorientowała się, że mogła nie zadawać tego pytania, a to tylko dlatego, że znała aż za dobrze pomysłowość przyjaciółki. – Jak…
 Nie dokończyła zdania, bo Jess już wpadła na pewien pomysł i zdążyła w tak krótkim czasie ułożyć plan.
-Panie kierowco proszę się zatrzymać – mówiła bardzo głośno. – Muszę w tej chwili wysiąść.
 Limuzyna zatrzymała się z piskiem opon, a Je zaczęła szybko wychodzić i zdejmować buty na obcasach. Vic w tym czasie zdążyła jedynie się wychylić przez otwarte drzwi:
-Jessica!
-Tak wiem.  Za parę godzin wraca Nathan i musimy być w domu. Nie przejmuj się mną, poradzę sobie. Ty jedź, a ja przyjdę na piechotę.
-Jessica!
 Wzięła buty do ręki i pobiegła w stronę lokalu gdzie odbywała się impreza. Sukienka choć krótka to nie nadawała się do sprintu, ponieważ wciąż się podwijała lub zaczepiała o rzeczy trzymane w rękach. W pewnym momencie obejrzała się za siebie, aby sprawdzić czy Victoria nie postanowiła zawrócić i poczuła ból w ramieniu przez zderzenie z czymś… lub kimś.
 Podniosła do góry głowę i odgarnęła loki do tyłu. Kiedy spojrzała na swoją przeszkodę zamurowało ją i poczuła ucisk w gardle. Nie mogła przez pewien czas wydobyć z siebie słowa, ale Logan musiał mieć niezły ubaw, kiedy na nią patrzył.
-Przepraszam, że na ciebie wbiegłam po raz drugi w ciągu tego miesiąca.
-Nie ma sprawy, czy biegłaś po to? – zapytał i pokazał jej, co trzyma w lewej dłoni.
-Znalazłeś ją – wyszeptała i sięgnęła po kopertówkę, lecz chłopak cofnął rękę do tyłu, a ona spojrzała na niego pytająco.
-Dostaniesz ją pod jednym warunkiem.
-Czyli?
-Wrócisz i przytulisz nas wszystkich na pożegnanie, bo nie zrobiłaś tego na imprezie.
-A nie wystarczy, że przytulę ciebie? – zapytała chytrze z szerokim uśmiechem na twarzy.
-No nie wiem… -  zawahał się.
-Nie daj się prosić. Zależy mi na tej torebce i jej dzisiejszym wyposażeniu – podeszła do niego bliżej i wyjęła kopertówkę z jego dłoni. – Dziękuje, że ją znalazłeś.
 Zamiast tego, co obiecała i na co czekał chłopak, podeszła jeszcze bliżej i pocałowała w policzek mówiąc:
-Naprawdę dziękuje. Nie wiem co bym bez was dzisiaj zrobiła. Jak możesz przeproś jeszcze raz w moim imieniu Jamesa… On będzie wiedział o co chodzi.
 Założyła buty i puszczając Loganowi oczko ruszyła w stronę domu Victorii , lecz zatrzymał ją jego krzyk:
-A może trzeba cię podrzucić, chłopaki czekają w Carlosa samochodzie?
-Nie trzeba, przejdę się. Pomimo tak późnej pory już mi przeszło zmęczenie, a jedna bezsenna noc nic mi nie zrobi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz