niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 23...




 Jessica wychyliła się z łazienki i rozglądała w każdą stronę w poszukiwaniu Jamesa. Nigdzie go nie było, więc stwierdziła, że poszedł do swojego pokoju się ubrać i dał sobie spokój. Wyszła powolnym krokiem za próg i szybko pobiegła do pokoju gościnnego po jakieś czyste rzeczy.
 Oczywiście, jak zawsze w takiej chwili, gdy ona się śpieszy ktoś lub coś nie zwraca na to uwagi. Tak było i teraz. Walizka nie chciała się z nią zgrać. Zamek się zaciął, a kiedy w końcu jej się udało nie mogła znaleźć zielonych spodni i białej bluzki. Pod ręką miała jeszcze pełno innych ubrań, ale uparła się i nie mogła dać za wygraną. Jej charakter nigdy na takie czyny nie pozwalał, no chyba, że byłam bardzo zmęczona, zła lub tak przygnębiona, że kończyny ani nerwy dobrze nie funkcjonują.
-Gdzie one są? – wkurzyła się i wtedy dotknęła tego charakterystycznego materiału. Zabrała przy okazji z komody kosmetyczkę i wróciła na korytarz. Drzwi do łazienki były zamknięte, a jak pamiętała zostawiła je otwarte. Ruszyła klamkę, ale nic się nie stało.
-James – wysyczała pod nosem, a potem głośniej dodała. – James sio z łazienki.
-Nie – odpowiedział jej za drzwiami. – Ona jest moja.
-Ale byłam pierwsza – krzyknęła. – Otwieraj.
-Możesz sobie pomarzyć. Idź na dół.
-Sam sobie idź na dół.
-Nie pamiętam drogi, ten dom jest jak labirynt z którego nie ma wyjścia – kłamała, a zarazem żartowała.
-Labirynt to przecież nie problem dla ciebie, już kiedyś z jednego wyszłaś – przypomniał jej chwile z dzieciństwa o których przecież mu opowiedziała.
-Pomogli mi przyjaciele – nie dawała za wygraną.
-Na dole też jest 4 twoich przyjaciół, krzyknij to przyjdą lub pokierują cię – słychać było, że stoi przy drzwiach, ponieważ nie krzyczał i także nie mówił głośno.
-No James… Wyjdź
-Nie – zaprzeczył.
-Przejdź się na dół, ja polubiłam tą łazienkę – próbowała go przekonać.
-Ty masz bliżej na dół
-A wcale bo nie wiesz gdzie stoję– chciała mu wystawić język, ale i tak by nie zauważył. Wtedy tak się zastanawiając wpadł do jej głowy pewien pomysł. – OK, idę na dół, ale nie myśl, że tam dzisiaj wejdziesz i czy w ogóle kiedykolwiek jeszcze tam wejdziesz.
 Chłopak nic jej nie odpowiedział, a jedyny dźwięk jaki usłyszała to lejąca się woda do wanny. Chciała to skomentować, że to nie pora lub coś w tym stylu, ale on musiał uwierzyć, że sobie poszła. Położyła rzeczy na podłodze i z włosów zdjęła srebrną wsuwkę.
-Nie wygrasz ze mną – szepnęła i zaczęła majsterkować przy drzwiach.
 Po chwili się otworzyły i wstając zauważyła bruneta w samych spodniach, bez koszulki. Podeszła do niego i uśmiechając się krzyknęła, bo jej nie widział:
-Ty sobie idź na dół, góra moja… - próbowała go wypchnąć, lecz był silniejszy.
-Nie ma mowy – złapał ją za nadgarstki i znów pokazując zęby chciał ją wyprowadzić.
-Naprawdę? – spojrzała na niego spod grzywki, która opadła na jej oczy.
-Tak…
-Chyba nie…
-Oj chyba tak – przepychał się z nią, kiedy próbowała uwolnić jedną rękę.
-James puszczaj – popchnęła go z całej siły i wylądował w dużej czarnej wannie pełnej wody. – Oj, nie chciałam.
-Nie daruje ci tego – powiedział z chytrą, a zarazem złą minął i zaczął wstawać.
 Jessica zauważyła to w dobrym momencie i już po chwili biegła z powrotem do pokoju gościnnego. Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i oparła się o nie, po tym jak zrozumiała, ze nie ma klucza, bo leży na szafce nocnej.
-Szlag…
-I tak nie dasz rady – zaczął się z niej śmiać.
-Spadaj – obierała się z całych sił, ale on i tak był silniejszy. – I daj sobie spokój.
-Nie – uśmiechnął się.
-Wiem, że się szczerzysz – powiedziała jakby była jasnowidzem i wtedy sama się uśmiechnęła, ale nie ze swoich słów i zachowania chłopaka. Przypomniała sobie szkołę i co zrobiła, kiedyś Alfiemu.
Jess powoli wstała i szarpnęła za drzwi, które James nadal pchał. Był na to przygotowany i lecąc złapał ją za ramiona i razem wylądowali na podłodze.
-Kretyn – skitowała.
-Sama jesteś kretynką – złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramie.
-Puszczaj mnie – zaczęła się szarpać, lecz on nie dawał za wygarnął, szczerze to nie zwracałam na nią najmniejszej uwagi. Kątem oka zauważyła u niego ten uśmiech, dla niej cudny uśmiech. – Gdzie mnie niesiesz?
-Zobaczysz…
 Stanął na płytkach w łazience patrząc na wannę i mnóstwo wody dookoła.
-Pora na ciebie – oznajmił, a ona automatycznie złapała go za szyje.
-Nie puszczaj, proszę nie puszczaj – prosiła.
-Już nie chcesz, żebym cię puścił? – zapytał zaskoczony.
-Chce, ale… – nie dał jej dokończyć odpowiedzi, tylko, żeby jej zrobić na złość puścił do wody. Pociągnęła go za sobą, tak, ze wylądował na niej i teraz razem byli mokrzy, tylko chłopak podwójnie.
-Mówiłam, że ze mną nie wygrasz – uśmiechnęła się patrząc mu w oczy. Byli tak blisko siebie, ich ciała dotykały się w tej wodzie, a serca waliły nie tylko z wysiłku, ale także z czegoś innego. Nie wiedzieli o co chodzi, a w swoim towarzystwie czuli się tak dobrze, że Jess zapomniała o wszystkich kłopotach, zmartwieniach. Ten chłopak wszystko rozwiał, schował do najciemniejszego miejsca na ziemi, gdzie nikt ich nie przywróci.
-Wiesz, że ci tego nie odpuszczę? – zapytał nagle, a ona zerwała się na równe nogi i cała mokra zbiegła na dół.
Choć była w tym domu tak długi czas zapomniała, w którym kierunku jest salon, a James był tuż za nią. Jej słowa można powiedzieć, że się sprawdziły. Wypowiedziała je pod drzwiami łazienki, ale jedynie dla żaru. Jej mózg przeszedł na stronę bruneta i specjalnie to wykorzystał.
-Nie podchodź do mnie  - krzyknęła i wbiegła do znajomych, którzy rozmawiając śmiali się. – Zabierzcie go ode mnie.
-Przegrasz – powiedział łagodnie brunet i szedł w jej kierunku, aż stanęli po dwóch stronach sofy. – I co teraz zrobisz? – zapytał jej.
-Nic.
-Wiecie, że wyglądacie jeszcze gorzej, niż wtedy kiedy przyszliśmy – powiedziała do nich Victoria pokazując na chłopaków i siebie.
-Fakt – przyznali jej Jess i James, a wtedy chłopak skorzystał z okazji i złapał dziewczynę w silny uścisk.
-Ej… - wkurzyła się.
-Nie puszcze cię – opowiedział jej James.
-Jak tak możesz? – udało, ze się focha.
-Nie fochaj się – powiedział smutno.
-To mnie puść.
-Nie – pokręcił głową z tym swoim uśmiechem.
-Ale wiecie, że my jesteśmy głodni – zmienił temat Kendall. – I mamy trochę do obgadania.
-Widzisz – skierowała to tylko i wyłącznie do Jamesa.
-A co będę miał z tego, ze cię puszczę? – spytał nagle odwracając ją w swoją stronę.
 Spojrzała mu w oczy, piękne, brązowe oczy i na chwile w nich utonęła. Zauważyła swojego idola, który pomimo tak krótkiej znajomości zabrał ją ze złego świata, pełnego bólu i cierpienia, do krainy bezpieczeństwa, która była kilkanaście przecznic od jej dawnego domu.
 Chciała mu powiedzieć „satysfakcje”, lecz z jej ust popłynęły inne słowa:
-Przyjaźń – uśmiechnęła się, a potem jeszcze wyszeptała do jego ucha. – Prawdziwą, szczerą przyjaźń, bez żadnych kłamstw.
 Popatrzył jedynie na nią, a cała pozostała czwórka na nich.
-Dziękuje – powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek. Udało jej się uwolnić z uścisku i poszła powoli na górę.
-Zaraz wrócimy – wytłumaczył James zaskoczonej czwórce i poszedł za dziewczyną. Stając przy schodach zapytał ją. – Za co?
-Za wszystko, co zrobiłeś dla mnie. Jesteś wspaniały – wyznała.
-Potrzebowałaś… - nie dokończył, bo mu przerwała powracając do osoby, którą parę chwil temu była.
-Teraz łazienka moja i nie uda ci się tu dotrzeć przede mną – uśmiechnęła się i zatrzasnęła drzwi.
 Wychyliła się na chwile podeszła do schodów i rzuciła w chłopaka czystymi ubraniami, które zostawił na półce w łazience.
-Teraz ty masz bliżej na dół – zaśmiała się, kiedy w końcu zabrał z twarzy ciuchy i przewiesił przez ramię.
-Zobaczymy – wskazał na nią i zniknął.
-Ale co? – zdziwiła się tym, co powiedział.
 Jessica wróciła do środka, szybko się przebrała i wysuszyła włosy. Wychodząc zauważyła chłopaka siedzącego pod drzwiami, który czekał tu przez cały czas.
-Ta łazienka już wolna, widzę, że jednak nie poszedłeś na dół – oznajmiła mu, a on wstając zaczął psykać ją zimną wodą z pistoletu. – Przestań! – rozkazała i ochraniając się rękami schodziła powoli po schodach.
-To nie koniec – krzyknął za nią wystawiając jej z góry język.
-Tak, tak – przytaknęła i udała się do kuchni sprawdzić przy jedzenie jeszcze ciepłe.
 Podgrzała warzywa i układając je na talerzach wszedł James. Miał na sobie niebieską bluzkę i jeansy. Uśmiechnęła się na jego widok i podała dwa talerze z sześciu.
-Idź zanieś i wróć po jeszcze dwa.
-Dobra.
 
Wchodząc do jadalni chłopak specjalnie w nią wszedł i próbował na nią zgonić całą winę udając niewiniątko i szybko odskakując parę metrów dalej do tyłu.
-Na co się tak zapatrzyłaś?
-Oj nie udawaj, wiem, że zrobiłeś to specjalnie.
-Ja? – zdziwił się.
-Tak ty, a teraz idź zawołaj ich, no chyba, że tam przecież ciebie umarli.
-Jak to przeze mnie? A ty to co? – zdziwił się.
-Ja nic, ty mi zająłeś łazienkę i wrzuciłeś do wody. Idź już…
 Pierwsza weszła Victoria i podeszła do Jessicy uśmiechając się od ucha do ucha.
-Na pewno wszystko w porządku?
-Tak, ale nie gadajmy o tym dobra, jak pojedziemy dzisiaj do ciebie spróbuje wszystko opowiedzieć, choć nie będzie łatwo.
-Dzisiaj wyjeżdżasz? – posmutniał James, który znalazł się tuż za nimi. – Nie zostaniesz kolejnego dnia?
-Jak to kolejnego dnia? – zapytali chórkiem Kendall, Carlos i Logan.
-Długa historia, może kiedyś wam opowiem – posmutniała na twarzy.
-To nie spotkaliście się dzisiaj w sklepie? – zapytał Carlos.
-Nie to była tylko przykrywka, żadnego sklepu nie było – odpowiedziała mu Jessica siadając.
-No jak to nie było? A nasza świrnięta zabawa w sklepie? – zmienił temat James.
-Jak to świrnięta? – zaciekawiła się Vic.
 James im wszystko opowiedział z wielkimi szczegółami. Jess czasami się wtrącała, bo chłopak nie mówił wszystkich rzeczy, a najbardziej omijał to co jemu się przytrafiło. Kiedy blondynka się tak wtrącała było jeszcze więcej śmiechu niż gdy brunet sam opowiadał. Najbardziej wszystkich śmieszyła końcowa droga do kasy, gdzie nie mogli wstać i dopiero obcy, młodzi ludzie im pomogli, zresztą mężczyzna przez chwile też tam leżał z nimi.
Cała szóstka nie mogła nic przełknąć, w tym pomieszczeniu dominowała zabawa i dopiero bo bardzo, bardzo długim czasie w minimalnym stopniu się opanowali, ale to tylko w minimalnym.
-A właśnie macie chociaż listę koncertów? – zapytał James chłopaków, kiedy mieli zacząć omawiać dwumiesięczną trasę po kraju.
-Nie – pokręcili przecząco głowami.
-A wiec jak mamy zaplanować gdzie spędzimy dni wolne? – wkurzył się nieco brunet.
-Chwila – przerwała Jessica i siedziała w milczeniu zastanawiając się nad czymś, a raczej analizując rzeczy, które miała właśnie w torbach. Patrzyli na nią wyczekująco, a wtedy powiedziała. – Ja mam listę miejsc w których będziecie.
-Ale jak to? – zapytali w piątkę, chłopaki oraz Victoria.
Nie odpowiedziała na ich pytanie tylko szybko pobiegła na górę. Z białej, dużej torebki wyciągnęła żółtą teczkę i już zbiegała na dół. W jadalni nikt się nie odzywał, wszyscy wpatrywali się w miejsce, w którym się teraz pojawiła.
-Jak usłyszałam o waszej trasie od razu weszłam na stonkę i wydrukowałam, chyba to było jeszcze w Matta domu – wytłumaczyła podając im kartki, a po policzku popłynęły pojedyncze łzy, jednak szybko je otarła. – A to piosenki przewodnie tego wyjazdu – podała im niebieską kartkę.
-Skąd to masz? – zapytał Kendall. –Przecież to jest tajne.
-Prawdziwy fan zdobędzie wszystko – odparła nie zwracając uwagi na to, że odkryją prawdę, którą tak chciała przed nimi ukryć oraz przed Vic.
-To o nich mówił Matt? – przypomniała sobie przyjaciółka.
-Tak – na tą myśl coś ją ścisnęło i wyszła z jadalni, mówiąc. – Przepraszam na chwile.
 Skierowała się do kuchni, aby odgonić od siebie te myśli i posprzątać naczynia, bo mąka jest o wiele większym problem.  Stała tam długi, długi czas zbierając wszystko z blatów, chowając do lodówki i półek.
 Wkładając talerze do zmywarki usłyszała za sobą znany jej głos od dzieciństwa, a nawet już słyszała go przed narodzinami, kiedy ich mamy spotykały się w różnych miejscach rozmawiając jak przyjaciółki, a te dwie małe dziewczynki w ich brzuchach porozumiewały się bezgłośnie pomimo dzielących je miesięcy.
-Widzę, że nie jest w porządku i przepraszam, że ci o nim przypomniałam. Zapomniałam się na parę chwil przez tą zabawę i śmiech.
-Nie przepraszaj – wpadła w jej ramiona i znowu zaczęła płakać. To tak bolało, a jej mózg nie chciał usunąć tego widoku, wszystkiego co czuła w tamtym momencie. Ich twarzy, ich ruchów, ich wspólnego dotyku. - To tak piekielnie boli, ale nie przepraszaj. Muszę nauczyć się z tym żyć, muszę tak się ustawić, żeby zapomnieć i gdyby ktoś wspominał to nic sobie z tego nie robić – szlochała coraz bardziej.
-Nie płacz – głaskała ją po głowie. – On więcej cię nie zrani.
 Stały tak jakieś dziesięć minut, aż udało się Jessice wypłakać. Wyrzuciła z siebie wszystko i dopiero wtedy ulżyło jej na sercu. Spojrzała na Victorie i lekko się uśmiechnęła.
-Dziękuje, że jesteś.
-Nigdy cię nie zostawię, ale mogłaś powiedzieć mi o tym.
-Ale o czym mówisz?
-O tym, że Big Time Rush to twoi idole i na pewno już od dłuższego czasu. Gdybym wiedziała poznałabyś ich o wiele wcześniej.
-Każdy ma jakąś tajemnice – uśmiechnęła się i kiedy znikło z jej twarzy „znamię”, że płakała, dwie przyjaciółki weszły przytulone do jadalni, gdzie chłopaki mazali po jej kartkach. – Przepraszam, ale czy ja wam pozwoliłam po nich mazać? – wkurzyła się , ale nie tak na serio.
-Yyy… - spojrzeli na nią. – Nie…
-Więc?
-Przyniesiemy ci nowe, o wiele lepsze, nasza faneczko – podszedł do niej Logan i przytulił. – Dlaczego nie powiedziałaś?
-Po co? Wolałam, żebyście nie wiedzieli, żeby było fajniej.
-I tak jest fajnie . Chodź do nas – wskazał miejsce koło siebie Carlos.
-Przecież to moje miejsce – krzyknął Logan.
-Już nie – wystawiła mu język i pobiegła usiąść między Jamesem, a Carlosem.
 Długo rozmawiali i nie spoglądali na zegarek, ale tylko dzięki temu udało się im rozplanować wszystko to co chcieli. Jessica nawet im pomogła i obiecała niespodziankę na pożegnanie, której przez okrągłe dwa miesiące nie zapomną. Gdy Victoria usiadła jej na kolanach, aby przejrzeć chłopaków bazgroły, Kendall w tym czasie zapytał:
-Od jakiego czasu?
-Od kiedy istnieje wasz zespół – uśmiechnęła się do niego i odpowiedziała bez zawahania, bo wiedziała o co mu chodzi. – Czemu taki zdziwiony?
-Cóż… - przerwał. – Nie spodziewałem się tego po tobie.
-Dlaczego?
-Tak jakoś, ale nie wiedziałem, że taka pisarka jak ty będzie się interesować tym naszym zwariowanym życiem– odpowiedział i zaczął się nad czymś zastanawiać.
-A wiecie, że Jessica gra na gitarze – zmieniła temat Vi nie podnosząc nawet głowy znad kartki.
-Naprawdę? – zaciekawiła się cała czwórka.
-I umie zagrać wiele piosenek, założę się, że wasze zna na pamięć.
-Wcale nie – zaprzeczyła. – Nie znam jeszcze dwóch.
-Zagraj coś, prosimy – krzyczeli do niej.
-Nie mam gitary – próbowała się wymigać, bo nie chciała grać. Nie uważała, że ma do tego jakikolwiek talent. To było jedynie niewinne brzdąkanie, od jakiś 15 lat, bo właśnie wtedy poszła z Victorią na lekcje.
-Ale ja mam – wybiegł z pomieszczenia James i zaraz był z powrotem z brązową gitarą w dłoni. – Proszę.
 Podał jej instrument, a ona długi czas się sprzeciwiała, że to i tak nie jest dobrze, że jeszcze się myli, że dawno nie grała. Nie dali się jej i zaproponowali:
-Jedna piosenka, nic więcej i nie musisz śpiewać, my to zrobimy.
 Spoglądała na nich z wielkimi oczami, aż w końcu uległa i zaczęła grać.
-Cover Girl – oznajmiła im.
 Kiedy grała i nuciła pierwszą zwrotkę oraz refren poczuła się lepiej, zły świat o którym sobie znowu przypomniała odszedł.
 To było o wiele lepsze niż stanie przez wielu Rusherów przy scenie. Ona miała ich na wyciągnięcie ręki, już nie byli jedynie jej idolami. Teraz to już znajomi choć James ujął to inaczej, lecz ona tylko była pewna co do jednego, który odpędzał wszystko. Podnosząc głowę znad gitary czuła, że marzenia jednak się spełniają. James, Kendall, Carlos, Logan byli tu i śpiewali dla siebie i dla niej, to było niezapomniane uczucie.
-To było świetne – przyznali, kiedy skończyła.
-Dziękuje – schyliła głowę jak na ukłon i spojrzała na telefon Victorii. – Wiecie, że już siódma wieczorem?
-To ja będę się zbierać o ósmej ma być u mnie Nathan, bo dobija się do mnie od tygodnia i narzeka, ze nie mam dla niego czasu – przypomniała sobie Vic i wstała.
-Bo nie masz- uśmiechała się do niej Jess.
– Dzięki za miły dzień i lunch – oznajmiła ignorując przyjaciółkę, która była prawdziwą sobą i próbowała ją zatrzymać.
-Nie ma sprawy – odpowiedział jej James.
-Podwieziesz mnie do rodziców? – zapytała Jess.
-Nie mam mowy, jedziesz do mnie, po za tym oni już wiedzą.
-Co? – wmurowało ją w krzesło.
-Dowiedzieli się szybciej ode mnie, dzwonili przed twoim smsem.
-Ale o czym? – zapytali wspólnie Carlos, Logan, Kendall.
-Jeśli chcesz to ja cię odwiozę – zaproponował James ignorując pytanie chłopaków.
-Nie trzeba i tak wiele zrobiłeś.
 Uśmiechnęła się do niego i zostawiając ich samych poszła na górę po walizki. Zniosło je powoli i sprawdzając czy nic nie zostało zabrała laptopa. Pożegnała się ze wszystkimi, a stojąc przy Jamesie on zatrzymał ją:
-Wpadnę jutro do was, może zabiorę chłopaków.
-Jesteś tam mile widziany, bardzo mile widziany.
-Tak wiem – pokazał ząbki. – Podasz mi swój numer to najwyżej zadzwonię.
-Jasne – podyktowała mu i przytulając się ostatni raz wyszła na parking.
-Co się stało Jessice? – dopytywali bruneta, kiedy samochód odjechał. – Ktoś ją skrzywdził?
 Chłopak opowiedział im całą historię, oczywiście bez tajemnic i całego życia, jedynie to co się wydarzyło. Chłopaki byli tacy źli, nie wiedzieli o tym, ale czuli, że mogliby rozszarpać tego Matta na kawałki. Tak się nie traktuje miłości swojego życia, nie zdradza się jej. Nie traktuje się Jessicy Braun, znakomitej pisarki, super fanki i przyszłej najlepszej przyjaciółki, całego zespołu.
                                           
PO JAKIMŚ CZASIE W DOMU VICTORII
-Bałam się o ciebie – wyznała Vic. – Jak się o tym dowiedziałam od twojej mamy, a potem Matt to potwierdził, czułam, że cierpisz. Nie odbierałaś telefonu, nie dzwoniłaś, nie przyszłaś. Znam twój charakter, tak jak ty mój, ale to musiało cię bardzo zaboleć, pomimo tego że jesteś taka silna.
- I nadal będę – dodała Jess. – Przynajmniej mam taką nadzieje.
-Przepraszam, ze to ciągle wałkuje, ale tak bardzo bałam się, że wymyślisz coś, że cię stracę. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Szukałam w parku, kontaktowałam się z twoimi rodzicami, lecz twój tata też zniknął. Dopiero dzisiaj o pierwszej dostałam wiadomość od twojej mamy, że wrócił z porozcinaną ręką.
-Jak to? – przerwała jej zszokowana dziewczyna.
-Ostrzegał Matta, a on i tak cię skrzywdził. Twój tata, Roberto Braun, był u niego i go pobił. Matt nie powiadomił policji, on teraz jest taki bez uczuć. Gdy z nim rozmawiałam nic go nie obchodziło.
-Cierpi, ale nie gorzej niż ja – posmutniała. – Zasłużył na to.
 Jej oczy się zaszkliły, ale nie dała popłynąć łzom. Victoria widziała jak jej przyjaciółka walczy i się nie poddaje.
-Nathan zaraz przyjedzie, ja idę do pokoju, rozpakuje się i napisze artykuł o który mnie poproszono tydzień temu.
-Nie będziesz płakać? – złapała ją za rękę przyjaciółka.
-Nie będę, już jest lepiej, bo mam was – uśmiechnęła się. – Miłej zabawy.
 Weszła na górę i rzucając się na łóżko dostała sms-a:
„Blondyneczko co słychać? Zostawiłaś mi bałagan w kuchni”.
 Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech i odpisała:
„Sam go zrobiłeś”.
 Otworzyła laptopa zapominając o walizkach i weszła zobaczyć na temat artykułu.
-Nastoletnia miłość …– przeczytała na głos. – Super, lepiej nie mogłam trafić.
 Długi czas myślała jak zacząć, a gdy miała napisać pytanie rozpoczynające przyszła kolejna wiadomość:
„Fakt, ale tego jest za dużo. Dlaczego mi to zrobiłaś?”.
 Odpisała:
„Sama nie wiem, odwdzięczę ci się kiedyś za to, a teraz daj mi napisać artykuł. Poza tym jak pamiętam po gotowaniu posprzątałam. Została ci tylko mąka i talerze po lunchu”.
 Po 15 minutach pstrykania po klawiaturze usłyszała tą melodyjkę po raz trzeci:
„Już?.... Nie no żart, nie będę przeszkadzał, ale zadzwonię za jakąś godzinę, przyjaciółeczko czekaj na telefon ode mnie :P”
 Jak powiedział tak też zrobił, ponieważ James wolał rozmawiać przez telefon, skype lub normalnie. Wysłał tego sms tylko po to, żeby się upewnić i w razie czego nie przeszkadzać lub nie budzić, bo ze zmęczenia mogła już słodko śnić w swoim łóżku u Vic.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz