niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 31...



-Hejka – Victoria wskoczyła na łóżko śpiącej Jess z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Idź sobie – uderzyła ją poduszką i schowała się pod kołdrę.
-A co z dzisiejszym spotkaniem? – spytała z radością w swoim głosie, który wkurzał blondynkę.
-Jakie spotkanie? – poderwała się do pozycji siedzącej spoglądając na przyjaciółkę wielkimi, zaspanymi oczami.
-Na planie serialu BIG-TIME-RUSH – zaśpiewała,
-Kretynko to jest we wtorek, więc proszę jeśli nie wiesz o pewnych sprawach to nie budź mnie więcej o szóstej RANO – wykrzyczała ostatnie słowa i nałożyła na głowę jaśka.
-Chcesz nazywaj mnie jak tylko sobie chcesz, mi to różnicy żadnej nie robi, jednak to właśnie dzisiaj jest ten twój wtorek – kiedy mówiła zaczęła od zwykłego tonu, lecz potem specjalnie powoli zaczęła ściszać swój głos.
-Co powiedziałaś? – w mgnieniu oka usiadła po turecku, a senność zniknęła z jej twarzy.
-Nic, nic. Śpij sobie spokojnie – pogłaskała ją po włosach i dodała pod nosem. – Pomimo że chłopaki będą na ciebie czekać.
-Co tam mamroczesz? – spoglądała na nią z zakłopotaniem w oczach i całej postawie ciała.
-Gdyż dzisiaj kochana stu procentowo jest wtorek, ale jeśli się siedziało przez CZTERY DNI nad tym głupim laptopem, którego prawdopodobnie niedługo ci zabiorę, bo mnie wkurzasz, to nie spogląda się na biegnący czas, dla ciebie liczy się tylko ta twoja wena. Więc albo się zaraz ruszysz, albo jadę bez ciebie, nie dam ci przepustki, ani adresu studia.
-Przecież wiem, gdzie znajduje się to wasze studio NICKA – skrzyżowała ręce na piersiach i spoglądała na nią ze złością.
-Ruszasz się czy nie, bo ja już jadę?
-Dlaczego no? – jęknęła. – Nie mogłaś poczekać przynajmniej do ósmej z obudzeniem mnie, przecież chłopaki, będą mieli przerwę za parę godzin?
-Droga Jessico ja też mam pracę, swoje życie i muszę na nie jakoś zarobić i tak się składa, że na planie powinnam już być od godziny, więc proszę cię rusz łaskawie te swoje cztery litery i się zbierz, bo jadę bez ciebie – jej wnętrze wypełniała coraz większa złość, ogólnie dzień zaczął się dla niej dość nieprzyjemnie, gdy o piątek dostała nagły telefon od reżysera. Chciała jakoś rozmową z przyjaciółką i zerwaniem ją z łóżka zapomnieć o problemach, jednak to był dla niej wielki błąd, bo to wkurzyło ją jeszcze bardziej. – Czekam w samochodzie, masz 10 minut – rzuciła wychodząc z pokoju i zamykając drzwi.
-W dziesięć minut to ja nawet zjeść nie zdążę – krzyknęła za nią.
-Cóż, było zwracać uwagę na kalendarz i zegarek, sekundy usiekają – odkrzyknęła i zaczęła się śmiać.
 Jess zabrała z szafy niebieskie spodenki z wystającymi kieszeniami, białą bluzkę na ramiączkach i do tego niebieski żakiet z krótkim rękawem. Z pod drzwi zgarnęła niebieskie buty na obcasie i pobiegła do łazienki przy okazji wstępując po czarną torbę do garderoby Victorii.
  Ubieranie się zajęło jej 3 minuty z przeczesaniem włosów i umyciem zębów i twarzy. Jej brzuch domagał się jedzeni, lecz postanowiła, że zje coś w studiu, bo Vic na pewno nie raczy na nią poczekać. Pobiegła zabrała z sypialni swoją niewielką kosmetyczkę i komórkę, z pułki na wszelki wypadek wygrzebała białe balerinki i chciała jeszcze zrobić sobie na szybko kawę, lecz usłyszała trąbienie i jedynie udało jej się zamknąć dobrze dom i musiała biec do samochodu kumpeli.
-Nawet nie dasz się człowiekowi w spokoju przygotować i zjeść – odparła siadając na miejscu pasażera.
-Już wiesz jak się czuje w większości dni, gdy mam kręcenie serialu.
-To jest okropne.
-Tak wiem, ale ty nigdy mi nie chciałaś uwierzyć, nie chciałaś słuchać, bo musiałaś wtrącić swoje trzy grosze, nawet tam gdzie one nie były potrzebne – mówiła wyjeżdżając z podwórka i zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-OK., przepraszam, że wtedy nie przyznałam ci racji i jeszcze do tego nie wierzyłam w żadne z twoich słów. Jednak… - spojrzała na przyjaciółkę wpatrzoną w drogę. - … następnym razem daj mi jakieś 30 minut, a nie 10.
-Czasami nawet nie masz tych 10 minut, byłam miła – wystawiła jej język.
-Ale jakbyś chciała wiedzieć, jak nie będę nigdy aktorką, więc nie wymagaj tego ode mnie, ja jestem raczej typem osoby, która lubi poleżeć w ciepłym łóżku, mimo że jest rannym ptaszkiem, choć nie zawsze, może kiedyś pójdę do normalnej pracy, ale na razie chce skupić się na pisaniu, a jak sama dobrze wiesz siedziałam w nocy do drugiej.
-I siedziałabyś jeszcze dłużej, gdybym ci nie zabrała komputera, a wiedz, że niedługo to ja ci chyba go schowam.
-Oj nie bądź taka wredna – szturchnęła ją lekko w ramie.
-To przestań siedzieć tak długi czas nad tym pisaniem – przy rozmowie nie odwracała wzroku od drogi, bo już się nauczyła, że o tej porze nawet w LA zdarzają się wariaci, którzy próbują dobrnąć do pracy jak najszybciej przy okazji nie zwracając uwagi na swoją senność i innych ludzi i kierowców, dopóki nie spowodują wypadku.
-OK., postaram się… - zaśmiała się.
-Masz to zrobić, a nie postarać się to robić.
-Dobra przestane siedzieć po dziesięć, czy tam dwanaście godzin nad pisaniem, będą to robić rzadziej i krócej.
-Ile godzin? – zdziwiła się jej odpowiedzią.
-Dziesięć, czy dwanaście – odparła robiąc minę proszącą o odpuszczenie jakiejkolwiek kary.
-Myślałam, że siedzisz tam maksymalnie do ośmiu godzin, a teraz dowiaduje się, że to cztery godziny więcej, dziewczyno ty sobie zdrowie psujesz.
-Bez przesady, ile ja piszę? Zazwyczaj nie mam pomysłów, a nie potrafię pisać na siłę i takie rozwiązanie to ogólnie mnie odpycha, tak zniechęca, że potem nad tymi książkami to nie siedzę z tydzień. Sama wiesz, że przez ostatnie miesiące w większości z tym wszystkim było krucho, nie potrafiłam się skupić, a to ręka, a to artykuły, przygotowania, wyjazdy, więc teraz chce to nadrobić, więc daj mi tą szanse – wygłosiła dłuższą mowę.
-Ale jakim kosztem?
-Nie martw się, zostało mi 100 stron drugiej części książki, kiedy ją skończę dam sobie miesiąc odpoczynku i wtedy zastanowię się nad kolejnymi przygodami.
-Wiesz, że te ostatnie strony to będzie dla ciebie męczarnia ze mną?
-Tak, jestem tego świadoma i spróbuje przeżyć, jeśli mi się nie uda najwyżej odwiedzę cię w upiornym obliczu w snach parę razy, a może paręnaście – zaśmiała się.
-Dobra, mi to nie przeszkadza, będę miała wtedy duży przykład i nowe umiejętności do własnego zawodu, nie będzie trzeba improwizować.
-Może i to prawda, ale proszę nie gadajmy już o tym, bo wyjdzie wszystko na moją niekorzyść, a chciałabym może jednak jeszcze trochę tutaj na tym świecie pożyć – uśmiechnęła się. – Lepiej powiedz mi za ile będziemy w tym studiu, bo jestem głodna, a nie chce cię zatrzymywać w żadnym sklepie.
-Za trzydzieści minut – spojrzała w ulicę, którą miała sobie skrócić drogę. – Może jednak za czterdzieści pięć minut, bo tą ulicą raczej nie przejedziemy, po pierwsze korek, po drugie wypadek – wskazała na żółte porsche, które zatrzymało się na słupie.
-No super, zejdę szybciej niż to jest możliwe – zażartowałam.
-Pojedziemy okrężną drogą, to tylko piętnaście minut dłużej jeśli nie będzie zbyt wielu samochodów, chyba ten kwadrans wytrzymasz.
-Spróbuje – odparła z grymasem na twarzy. – Tylko proszę żadnych wyboistych dróg, ani skrótów to może przynajmniej tutaj z lusterkiem uda mi się doprowadzić swoją twarz i włosy do porządku, jeśli oczywiście zapakowałam tą kosmetyczkę, którą miałam w ręku jeszcze w domu.
-OK., da się zrobić – uśmiechnęła się pod nosem i wrzuciła wyższy bieg.
 Jess w ciągu dwudziestu minut rozczesała włosy i spięła je w koka po znalezieniu w torbie pojedynczych różnokolorowych wsuwek, które jej ginęły i nie mogła potem za żadne skarby ich znaleźć.
 Na twarz nałożyła niewielki podkład, puder i róż. Oczy pociągnęła delikatnie cienką kreską, gdy stały na czerwonym świetle i podebrała przyjaciółce podkręcającą maskarę do rzęs.
 Po jakiś pięćdziesięciu minutach jazdy z muzyką na całe wnętrze ich oczom ukazały się w oddali pojedyncze szaro-żółto-pomarańczowe budynki i wielki szyld „NICKELODEON”.
-Już prawie jesteśmy – oznajmiła Victoria.

Rozdział 30...



-Tak się cieszę, że w końcu ktoś mi podpowie, co zrobić ze stertą ubrań, które leżał w szafie i w żaden sposób nie potrafię ich dobrać z dodatkami lub przerobić – cieszyła się Jessica.
-Jak tam? Ile kilometrów przebiegłyście? – pojawił się koło nich Carlos z ręcznikiem i butelką wody po skończonych na tym etapie ćwiczeniach.
-30 – odparła Jess spoglądając na wyświetlacz, a po chwili udało jej się kontem oka zauważyć, że Amy straciła tempo i wylądowała na Carlosie.
-Wszystko w porządku? – zapytał ją podtrzymując w pasie.
-Ta..kkk, chy..baa tak – zaczęła się jąkać i po chwili spuściła wzrok odsuwając się parę kroków do tyłu.
 -A ty ile podniosłeś? – uśmiechnęła się do niego blondynka zmieniając temat i nie przestając swoich ćwiczeń.
 Czekała dość długi czas, ale nie uzyskała odpowiedzi. Pena spoglądał na Am jak zahipnotyzowany. Nie reagował na żadne słowa, na żaden ruch w swoim otoczeniu. Kiedy czarna podniosła głowę, jej wyraz twarzy stał się podobny, lecz szybciej wyszła z tego transu.
-Dziękuje – dotknęła jego ramienia, gdy go wymijała kierując się w stronę swojej czerwonej torby.
-Nie ma sprawy – powiedział pod nosem i skierował się w stronę ćwiczącego Jamesa.
 Chwilowa magiczna chwila się rozpłynęła, wyparli ją ze swojej pamięci, jakby w ogóle nie nastąpiła. Łudzili się w swoim wnętrzu próbując to uczucie zagłuszyć, ich niewiedza sprawiała, że czuli się podobnie nie zdając sobie z tego sprawy.
-Czyżbym ja jeszcze o czymś nie wiedziała? – Jessica zapytała samą siebie, a po pięciu minutach zeszła z bieżni i skierowała się w stronę przyjaciół. – Logan… - zaczęła niepewnie, dotykając koniuszkiem palców jego ramienia.
-Co? – odwrócił się gwałtownie spoglądając na nią z zaskoczeniem.
-Chciałam cię bardzo przeprosić za moje zachowanie i za to, że naskoczyłam tam na ciebie, ja po prostu… - przerwała zastanawiając się jakich słów należy użyć. – Ja… ja… No bo… Przestałam panować nad tym wszystkim, co się wokół mnie dzieje, to wszystko działo się tak szybko, że… No z silnej dziewczyny stałam się słabeuszem… Przepraszam cię – z wielkim trudem udało jej się wydusić z siebie te słowa, a już po chwili tkwiła w jego ramionach, wtulając swoją twarz w jego tors, nie zwracała najmniejszej uwagi, że chłopak ma całą koszulkę przepoconą, teraz zależało jej tylko na jego przebaczeniu.
-Nie musisz przepraszać – szepnął jej na ucho i poczuł jej truskawkowy szampon, kiedy się w niego wtulała. Pragnął, aby ta chwila trwała wiecznie, żeby nigdy go nie puszczała. Czuł, że Jess jest jego szczęściem, tak jak poprzednio określił, którego nie wolno wypuścić z rąk. Nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że ściska ją coraz bardziej, do czasu kiedy mu o tym powiedziała.
-Logi, możesz mnie puścić, w przeciwnym razie, zaraz się uduszę.
-A… Tak, tak, już… - poluzował uścisk i się odsunął. – Przepraszam, ale było tak miło – uśmiechnął się od ucha do ucha, a dziewczyna powędrowała wzrokiem w stronę wrogiego spojrzenia Jamesa na drugim końcu sali.
-Nie ma sprawy, tylko proszę następnym razem trochę łagodniej – zaśmiała się. – A teraz przepraszam, ale muszę załatwić pewną sprawę.
-Tylko wróć jeszcze – krzyknął za nią, bo już zdążyła się nieco oddalić.
-Jeśli nie zginę bolesną śmiercią to postaram się tak zrobić.

-Co ma pan taką minę? – zaśmiała się podchodząc do Jamesa.
-Normalną – burknął pod nosem, a Carlos popatrzył się na niego ze zdziwieniem.
-Pan jest zazdrosny – zaczęła się śmiać.
-Nie jestem zazdrosny.
-Nie no nie mogę, James…
-Co?
-Jesteś zazdrosny – odparła.
-No dobra i co z tego?
-Dlaczego?
-Bo na niego nawrzeszczałaś i po chwili już poszłaś z przeprosinami i do tego przytulanie, a ja co? Chyba to właśnie ja wyciągnąłem cię z tamtej łazienki i nie pozwoliłem, żebyś tam siedziała i co mam od życia? Olewkę, no totalną olewkę – wyrzucił z siebie mierząc ją tym swoim spojrzeniem.
-Oj… - wydało się z jej wnętrza. – Mogłeś powiedzieć, a nie chcieć mnie zabić spojrzeniem – uśmiechnęła się do niego. –No chodź, przytulę cię – wyciągnęła w jego stronę ręce.
-Teraz to sobie możesz – wymamrotał.
-No nie daj się prosić – podeszła do niego i rozluźniła chłopaka skrzyżowane ręce na piersiach. – Chyba się na mnie nie obrazisz? – spojrzała mu w oczy i przeszedł ją dreszcz.
-No nie wiem, nie wiem – zaczął się z nią drażnić, lecz jego wnętrze krzyczało, próbowała popchnąć go w te rozłożone ramiona.
-Czyli mogę sobie iść? – przechyliła głowę nieco w bok.
-Nie! – prawie krzyknął, a zaraz potem się poprawił. – Jeśli chcesz idź, ale wtedy mój wzrok stanie się naprawdę zabójczy.
-Już jest – zachichotała i wtuliła się tym razem w bruneta. Te jego ręce dawały jej za każdym razem coraz większe bezpieczeństwo, czuła się taka radosna, spokojna.
 Kiedy po paru chwilach próbowała się odsunąć, nie pozwolił jej na to.
-Czy mógłbyś mnie puścić? – spojrzała w górę na jego twarz.
-Nie… - spojrzała na niego pytająco, a on kontynuował. – Logana przytulałaś przez dobre pięć minut, więc nie dam się puścić po tej krótkiej minucie, ja o wiele bardziej się natrudziłem.
-Liczyłeś czas? – zaśmiała się, a zaraz dołączył do niej Carlito.
-NNNNiiieee… - przeciągnął odpowiedź. – Ja tylko patrzyłem na ten żółty zegarek na ścianie – gestem ręki wskazał w górę.
-Ty naprawdę musisz być bardzo zazdrosny – odparł Pena.
-Oj, bądź cicho
-Ale on ma… - chciała szybko dokończyć, ale zasłonił jej ręką usta.
-Cicho, teraz jesteś tylko moja przez te parę minut i rozmawiasz tylko ze mną – spojrzał na nią. Jej twarz była taka cudowna, delikatne rysy twarzy, niebieskie oczy, które wyglądały jak nieludzkie, a jednak nimi były; długie rzęsy, ten mały nos i bladoróżowe usta. To właśnie ten ostatni element przykuł jego uwagę, pragnął ją pocałować poczuć dotyk jej warg na swoich. Każda komórka jego ciała popychała go w tym kierunku, ale nie mógł sobie na to pozwolić.
 Nadal nie rozumiał, o co w tych wszystkich reakcjach jego organizmu chodziło. Była naprawdę przecudowną dziewczyną ze wspaniałym uśmiechem, ale ona była jedynie przyjaciółką, „małą blondyneczką”, która momentami przypominała mu siostrę.
 Gdyby on tylko wiedział, jaka jest prawdziwa prawda, gdyby wiedział, że można odnaleźć pewną tajemnicę jej życia, gdyby tylko wiedział, wszystko mogłoby wyglądać inaczej, nie trzeba byłoby  nic rozumieć, odpowiedź znalazłaby się od razu.
-James… - usłyszał jak przez mgłę po utonięciu w kolorze jej oczu. – James pójść mnie muszę odebrać telefon.
-Co?
-Telefon mi dzwoni, muszę odebrać – powtórzyła.
-Aha, ok – odsunął się od niej, a ona puściła się pędem do ławeczki z wielką nadzieją, że jednak uda jej się odebrać.
-Słucham? – zapytała. – Andy?... Coś się stało?... Na pewno?.... Jak dobrze pamiętam przez ostatnie dwa lata dzwoniłeś, przychodziłeś lub pisałeś, jeśli miałeś jakąś ważną sprawę… Czyżbym miała rację, że znowu w tej sytuacji tak jest?... Andy tylko ja nie jestem pewna, czy znowu chce ci pomóc… Ostatnio, kiedy razem współpracowaliśmy wystawiłeś mnie i nie dałeś znaku życia przez dobre dwa tygodnie, jak myślisz jak się wtedy czułam?... A no tak, przecież ja ci wtedy to wszystko wygarnęłam, przecież powiedziałam ci jak się czuje… Co tym razem?... Tak wiem, że pracujesz w najsławniejszym magazynie w Kalifornii… Tak wiem, że właściciel ma także swoją stacje telewizyjną… Skąd to wiem?... Bo zabrałeś mi tę pracę… Jak to nie? Wykorzystałeś mnie, mój talent i artykuły, żeby zaistnieć w świecie show-biznesu, starałam się pół roku, aby mnie wzięli, a ty przyszedłeś, pokazałeś dwie moje pracę i od razu zostałeś przyjęty… Nie pamiętasz tego? Przykro mi, że masz aż taką słabą pamięć, przykro mi, ale w tym momencie jestem zajęta, cześć… Co?... Masz własny mózg to sobie napisz… Nie znasz się na takich sprawach, no to sorry, czas sprawdzić jak wygląda prawdziwe życie… Nie napisze żadnego artykuły, pomimo że ma on być autorstwa pisarki… i do tego o książkach… i  że miałabym szanse zaistnieć w tym magazynie… i zdobyć wymarzoną posadę… Dziękuje ci, ale mam inne marzenia i zajęcia, pa…
 Nacisnęła czerwoną słuchawkę i wyłączyła telefon, bo wiedziała, że Andy będzie dzwonił, aż do czasu, gdy się zgodzi.
Wyjęła z czarnej torby ręcznik i parę dolarów na wodę oraz jakiegoś batona. Podeszła do automatu na korytarzu i zauważyła na parapecie siedzącą Amy z paczką wafli ryżowych w polewie czekoladowej.
-Zmęczona? – zapytała uśmiechając się i wbijając kod wody niegazowanej i białego Kit-Kata.
-Nie, dobrze mi zrobiło przebiegnięcie tylu kilometrów, już tak dawno to robiłam, zazwyczaj przychodziłam tu na fitness, ale to było bardzo rzadko – odpowiedziała i wskazała miejsce obok siebie.
-No to teraz twoje życie może się trochę zmienić, jeśli mnie już znasz to ja jestem fanką aktywnego i zdrowego trybu życia, a do tego dbam także o moich znajomych i wyciągam ich czasami aż za często z domu.
-Mi pasuje, nie będę ciągle siedzieć nad tymi ciuchami, właśnie tak zazwyczaj robie z kumpelami, które także tym się interesują.
-Nie lubisz swojej pracy? – zapytała choć czuła, że nie powinna.
-Co? Nie – zaprzeczyła. – A zabrzmiało to jakbym nie lubiła?
-No może trochę…
-Ja to kocham robić, całe swoje życie poświęciłam modzie, już od najmłodszych lat się tym zajmowałam, robiąc ciuchy dla lalek lub łącząc całkowicie sprzeczne części ich garderoby, ale wiesz to nawet świetnie wychodziło.
-Nie wątpię, ja przerabiałam bajki, które czytała mi mama.
-No to widzę, że ty bardziej zwariowana byłaś ode mnie.
-Nie przesadzajmy- zaśmiała się i dokończyła jeść batona. – Idziesz zaraz do szatni i pod prysznic?
-Tak, tylko zabiorę swoje rzeczy i powiem chłopakom.
-OK.
 Ruszyły razem, ale po chwili musiały się rozdzielić. Gdy Jessica podchodziła do swojej sportowej torby podeszła do niej Victoria.
-Twoja mama do mnie dzwoniła i mówiła, że masz wyłączony telefon.
-No mam, bo chciałam mieć chwilę spokoju i nie musieć odbierać telefonów od wkurzającego Andy-ego. A coś się stało?
-No jest u nas pod domem z twoim tatą i czeka na nasz powrót.
-Ale coś się stało? – dopytywała.
-Nie, przyjechali, a raczej przyszli o tak cię odwiedzić.
-Przyszli?
-No tak, też się zdziwiłam.
-Dobra, to żeby nie czekali to pobiegnę do domu i najwyżej tam się ogarnę po ćwiczeniach.
-Przecież mogą poczekać chwilę dłużej, twoja mama mówiła, żebyśmy się nie śpieszyli, że oni posiedzą sobie na huśtawce i z chęcią poczekają, a jakby co to może jeszcze się przejdą do tej piekarni po jakieś świeże pieczywo.
-No tak, mam kocha gorący chleb lub gorące drożdżówki z konfiturami.
-Oni sobie poradzą, a my się w spokoju orzeźwimy.
-Naprawdę nic mi nie będzie, pójdę, a wy najwyżej dojdziecie sobie potem.
-A gdzie pójdziesz? – zapytał James.
-Do domu, bo moi rodzice czekają.
-Ale już?
-Tak.
-OK. Pójdę z tobą to znaczy odprowadzę cię i przy okazji najwyżej zgarnę Kendalla samochód i po nich podjadę, bo Logan i Carlos trochę przegięli z treningiem – na samą myśl zaczął się już śmiać.
-No to ustalone – zakończyła Jess i poszła się ze wszystkimi pożegnać.

-Gotowa? – zapytał po pięciu minutach chłopak stając przed drzwiami klubu.
-Tak – przytaknęła.
-No to chodźmy – ruszył przodem.
-Jeśli chcesz to idź, ja biegnę, dokończę trening.

Rozdział 29...



-Uspokój się – złapał ją za ramiona i spojrzał prosto w te piękne, niebieskie oczy.
 Przypominały mu się wtedy coroczne wypady nad morze, przyjacielskie surfowanie i wylegiwanie się na plaży z koktajlami w dłoni.
 To te oczy najbardziej zapamiętał z ich pierwszego spotkania, widział je ledwie przez ułamek sekundy, ale ta ich wewnętrzna iskierka zostawiła piętno po sobie w jego pamięci.
 Chciał ją wtedy odnaleźć nie uzmysławiając sobie dlaczego, a teraz wiedział, o co tak naprawdę chodziło. Poznał ją i widział jaka jest cudowna, mógł nawet bez wahania powiedzieć, że jest dziewczyną idealną. Ten jej słodki śmiech, ruchy tancerki, wspaniała wyobraźnia, towarzyskość i wewnętrzna energia, zawładnęły jego ciałem. Przebywanie w jej towarzystwie sprawiało mu ogromną radość, czuł się wtedy jakby był w raju tylko z nią. Nie zwracał najmniejszej uwagi na kumpli, od pewnego czasu liczyła się tylko ona, Jessica, pomimo wszystkich swoich wad i tego dzisiejszego wybuchu gniewu, nadal pozostawała delikatną dziewczyną i cudem świata w jego oczach.
-Kim ona jest? – krzykiem wyrwała go z rozmyślań. Gdy spojrzał na nią ponownie, zauważył gniew w każdym fragmencie jej twarzy. Miała napięte mięśnie, oddychała szybciej od niego i miała zaciśnięte zęby. – Logan, kim ona jest? – powtórzyła. – Chce wiedzieć.
-To nasza przyjaciółka, poznaliśmy ją na planie Victorii serialu. Amy jest jedną z najlepszych stylistek mody i dzięki temu udało nam się ją kiedyś namówić na wybranie dla nas strojów do paru odcinków. Od tamtej pory utrzymujemy ze sobą stały kontakt i często całą paczką wychodzimy na miasto lub ona przychodzi, do któregoś z nas, a zdarza się także, że robimy Vic niespodzianki. Dzisiaj była u Jamesa, kiedy tam podjechaliśmy, więc podrzuciliśmy ją, żeby się przebrała i zabraliśmy ze sobą.
-Nie powiedziałaś mi o niczym – wyszeptała w stronę przyjaciółki i  uciekła z płaczem na górę do łazienki, nie zwracając uwagi na Nicka, przyjaciół i ludzi, którzy widzieli tą scenę. Zatrząsnęła za sobą drzwi , zamykając je na klucz i usiadła na desce sedesowej chowając twarz w dłoniach.
 Emocje, które próbowała schować od parunastu minut, przy krzyku jeszcze bardziej się wzmocniły, a wraz z przyjściem odpowiedzi na pytania nie pozostało im nic innego, jak się ulotnić na zewnątrz.
 Nie wiedziała, co powinna teraz ze sobą zrobić. Zraniła osobę, która w żaden sposób na to nie zasługiwała, nie potrafiła tego odkręcić i  nie wyobrażała sobie, że będzie kiedykolwiek potrafiła spojrzeć dziewczynie w oczy.
 Czuła, że powinna przeprosić, ale co w takiej sytuacji powiedzieć. „Przepraszam” to za mało, tutaj potrzeba czegoś o dużo większym znaczeniu. Zdała sobie sprawę, że może już nigdy nie uzyskać wybaczenia od czarnej, a chłopaki wezmą ją za wariatkę o niepohamowanych emocjach. Przecież widzieli tak wiele, że już mogą nigdy się do niej nie odezwać, mogą wytknąć  palcami jej wady, wyśmiać każdy jej gest.
 Nie mogła się pogodzić z tym, że może ich stracić, przez własny błąd. Nie teraz, kiedy wszystko miało wrócić na prostą, kiedy mogłaby ułożyć sobie życie na nowo, nadrobić stracony czas z Mattem.
Z zamartwiania się wyrwało ją pukanie, spojrzała na zamknięte drzwi, ale się nie odezwała.
-Jessica, wszystko w porządku? – po drugiej stronie odezwał się głos Logana, jaki słyszała wcześniej tylko raz, kiedy spadła ze skały.
-Idź sobie – odparła pociągając nosem.
-Nie ruszę się stąd bez ciebie.
-Zostaw mnie, odpuść, przecież nie warto tracić czasu na taką kretynkę jak ja.
-Nie jesteś kretynką – odparł łagodnym głosem. – Proszę cię otwórz drzwi.
-Nie, idź sobie – krzyknęła, nie wiedząc nawet dlaczego.

-Jessica, wyjdź do mnie proszę – usłyszała po pięciu minutach, tym razem głos Jamesa, był taki spokojny, a gdy ona go słuchała przechodziły przez jej ciało dreszcze.
-Nie chce – wyszeptała mając nadzieje, że jednak nie usłyszy jej słów.
-Ale zdajesz sobie sprawę, że niezbyt przyjemnie jest rozmawiać z drzwiami.
 Jednak usłyszał i raczej nie zamierzał się poddać tak szybko jak Logi. Wstała, przetarła oczy chusteczką, która leżała na półce i lekko uchyliła drzwi.
-Co? – spojrzała na niego, a po chwili spuściła głowę.
-Spójrz na mnie – poprosił i otworzył szerzej drzwi, aby mu ich nie zamknęła przed nosem.
 Przez długi czas się wahała, walczyła z samą sobą, lecz potem postanowiła lekko unieść głowę.
-Więc? – spojrzała na niego pytająco.
-Wszystko w porządku?
-Co może być w porządku, od parunastu dni potrafię tylko płakać, myśleć nad swoimi błędami przez długi czas, a potem nachodzi mnie taka depresja, że nie potrafię normalnie funkcjonować. James to nie jest normalne, raz jestem spokojna, wesoła i w ogóle uśmiechnięta, a po chwili naskakuje na ludzi, którzy nie są niczemu winni. Czy wszystko w porządku? Nie, nie jest nawet w minimalnym stopniu dobrze, nawet w minimalnym – pod koniec już zaczęła szeptać i pragnęła wrócić do łazienki, ale jej nie pozwolił.
-Nigdzie nie idziesz – złapał ją za rękę i przytrzymał nogą drzwi.
-A właśnie, że idę. Puszczaj mnie – syknęła w jego stronę.
-Naprawdę wierzysz, że cię posłucham i to zrobię? – zaśmiał się.
-Tak… - odpowiedziała niepewnie.
-To się grubo mylisz.
-Wszystko w porządku? – niedaleko nich pojawiła się Amy. Jessica automatycznie spuściła wzrok, nie mogła pogodzić się z tym, że tak bardzo naskoczyła na dziewczynę.
 Jej serce zaczęło walić mocniej i szybciej, czuła, że jej policzki się czerwienią oraz dotyka je fala gorąca. Im czarna znajdowała się coraz bliżej drzwi, Jess nie mogąc się już dalej cofnąć  szarpnęła za klamkę, jednak w niczym to jej nie pomogło.
-Am kochana zaraz przyjdziemy, poinformuj wszystkich, aby już wchodzili i zabrali rzeczy także z naszych półek. Macie karty prawda?
-Jasne, to my czekamy na sali.

-Zachowujesz się jak dzieciak, taki mały smarkacz, gdy nie chce czegoś zrobić, a jak dobrze pamiętam to ty dziś mówiłaś, że zachowujemy się jak dzieci – zaczął na nią krzyczeć, gdy Am odeszła.
-Bo tak jest – uśmiechnęła się pod nosem.
-I czego się uśmiechasz, nie jesteś lepsza, jesteś wręcz o wiele, wiele gorsza.
-Tak wiem – pokazała szereg prostych, białych zębów.
-I masz czelność… - zatrzymał się, żeby przeanalizować słowa, które przed chwilą wpadły do jego uszu. – Jak to wiesz?
-Tak po prostu to wiem, nigdy nie wyrosłam w zupełności z bycia dzieckiem, tamten czas był dla mnie najlepszy, kiedy zaczęłam wchodzić w dorosłość wszystko krzyczeli: „Tak, nareszcie!”, natomiast ja z Victorią krzyczałyśmy: „Nie, dlaczego?!”. Z czasem musiałyśmy się z tym pogodzić, co prawda mojej kochanej siostrzyczce to nie przeszkadzało, ona już od przedszkola była związana z kamerą i sceną, było jej się łatwo do tego przyzwyczaić.
 Przecież w każdym z nas do później starości drzemie postawa dziecka, buntownika, czy śmieszka. Ja bez wahania się do tego przyznaje, dla mnie to nie wstyd, a wy się oburzacie – wygłosiła szybko mowę, a James patrzył na nią z wielkimi oczami nie mogąc wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. – A teraz proszę bądź tak miły i mnie puścić, bo wracam do domu.
-Nigdzie, nie wracasz, to był twój pomysł, dzięki tobie tutaj jesteśmy i to były twoje plany, więc idziesz, ale w stronę siłowni.
-Nigdzie nie idę, czy ty tego nie rozumiesz, ja nie będę potrafiła teraz spojrzeć jej w oczy, ja ją zraniłam bez powodu – krzyknęła mu prosto w twarz. – Przepraszam, nie powinnam krzyczeć.
-Nie szkodzi, widać należało mi się.
-Wcale nie, to ja nie wiem co się ze mną teraz dzieje, na każdego krzyczę i wyżywam się prawdopodobnie na dziewczynie, któregoś z was – nie chciała wypowiedzieć, że jego dziewczynie, pomimo że usłyszała jeszcze parę chwil temu jak mówił do Amy kochanie.
-Ale… - nie potrafił dokończyć, bo zaczął się śmiać.
-Co się śmiejesz?
-Ona nie jest żadnego dziewczyną, to tylko przyjaciółka, naprawdę bliska przyjaciółka, nic więcej.
-Przecież mówiłeś do niej kochanie – skrzyżowała ręce na piersiach i czekała na jakieś wytłumaczenie.
-No tak, ale do Vic też tak mówię, to tak po przyjacielsku, a ty myślałaś, że ja z nią, z naszą szaloną Amy – nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Bo mogłeś mi powiedzieć, a teraz daj spokój – lekko pchnęła go do tyłu i ruszyła przed siebie do schodów. Nie czuła, że musi wrócić do domu, czy jak najprędzej stąd wyjść. Pewien ciężar z jej serca ustąpił tak samo szybko jak się wcześniej pojawił. Czuła ulgę i od razu jej duszę wypełniła radość.
Przynajmniej wiem, że ona nią nie jest – pomyślała i spokojnie schodziła z jednego stopnia na drugi.
-Poczekaj – usłyszała za sobą głos chłopaka, który nadal się nie uspokoił, ale czuł, że musi dowiedzieć się, co dalej, co ta jego „mała” przyjaciółka postanowiła.
-Po co, żeby dalej słuchać twojego śmiechu? – w głowie od razu pojawiła się myśl o cudownym śmiechu, lecz już tego nie wypowiedziała.
-Oj, przepraszam, ale wiesz, z tego po prostu nie da się nie śmiać, ja i Amy, no nie mogę – wybuchnął jeszcze większym śmiechem, a Jessica się wkurzyła.
-Daj w końcu z tym spokój i nie idź obok mnie.
-Co zamierzasz? – powiedział głośniej po chwili, gdy był z dwa metry za nią.
-Miałeś nie iść ze mną – odwróciła się do niego nie przestając iść.
-Nie ty powiedziałaś, że mam nie iść obok ciebie, więc idę za tobą.
-… - miała coś powiedzieć, ale machnęła tylko ręką i przestała zwracać uwagę na Jamesa.
-Co zamierzasz? – powtórzył pytanie.
-To co należy.
-To chociaż zdradziłabyś mały szczegół, a nie mnie zostawiasz – powiedział z udawanym smutkiem w głosie.
-Należało ci się – krzyknęła i weszła na siłownie. Od razu zauważyła Amy, na początku wahała się i już miała wyjść, ale zobaczyli ją pozostali i pomachali w jej stronę. Wzięła głęboki wdech i ruszyła ku bieżni.
-Amy… - powiedziała niepewnie do pleców dziewczyny, a ona się odwróciła. – Chciałabym cię bardzo przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie, ono było niezbyt stosowne, wręcz naganne. Powinnam była pogadać, z którymś chłopaków lub po prostu z tobą, a ja dałam wygrać moim emocjom. Własna niewiedza narobiła tak wiele szkód, ja naprawdę nie chciałam, od parunastu dni nie wiem, co się ze mną dzieje, te wszystkie sytuacje, pomimo że mnie wzmocniły to nadal sprawiają okropny ból i zagubienie. Przepraszam - powiedziała wszystko jednym tchem, a w oczach pojawiła się pojedyncza błądząca łza.
-W porządku – odpowiedziała łagodnie czarna.
-Ja naprawdę żału… - przerwała. – Co?
-W porządku – powtórzyła. – Wiem jak to jest, jeśli nic się nie układa w naszym życiu, a my wtedy jesteśmy wyczuleni na każdy gest, każdą osobę i ruch. Sama przez podobne rzeczy przechodziłam w szkole średniej, gdy już miałam określony cel życiowy, więc naprawdę cię rozumiem.
-Naprawdę? – nie mogła usłyszeć, że ta dziewczyna jej wybaczyła, że pomimo bólu jaki jej zadała ona po prostu nie ma jej nic za złe. Kiedy zobaczyła skinienie głowy, podeszła do niej i ją przytuliła. – Dziękuję.
 Dopiero, gdy cofała się parę kroków w tył, zauważyła, że Am jest podobnego wzrostu, ma wysportowane ciało i  cudowne czarno-zielone oczy. Te tęczówki bardzo jej się spodobały i sama nawet zapragnęła mieć takie, choć kochała swoje w kolorze nieba.
-Może warto zacząć od początku, od zera? – zaproponowała dziewczyna.
-Jestem Jessica Braun – wyciągnęła rękę w jej stronę w ramach potwierdzenia jej propozycji.
-Amy Campbell i  bardzo miło mi cię poznać, fajnie mieć w znajomych pisarkę.
-Mi również i chętnie skorzystam z twojego cudnego talentu – uśmiechnęła się do niej.

Rozdział 28...



-Jessica idziesz? – usłyszała z dołu krzyk przyjaciółki. – Chłopaki już czekają.
-Zaraz zejdę – odkrzyknęła zakładając na siebie białą, sportową bokserkę.
-Pośpiesz się – ponagliła.
-Ależ ty niecierpliwa, nie możesz poczekać tych paru minut?
-Nie… - zaśmiała się Victoria.
-Ty w przeciwieństwie do mnie nie leżałaś w błocie, więc nie powinnaś mieć nic do gadania.
-Chłopaki też w nim leżeli i są szybsi od ciebie, a oni jeszcze musieli pojechać do domów.
-Ale ja nie jestem facetem.
-No chodźże już.
-OK. – skakała ze schodka na schodek, a potem pędem rzuciła się w stronę drzwi wejściowych i szafy, w której miała czarne adidasy. Gdy spojrzała się za siebie nie zauważyła osoby przed nią i skończyło się zderzeniem.
-Przepraszam, nie chcia… - nie dokończyła, bo zauważyła nieznaną jej dziewczynę z czarnymi długimi włosami spiętymi w koka.
-Cześć jestem Amy – uśmiechnęła się nieznajoma podając jej rękę.
-Jessica – odparła i nadal przyglądała się dziewczynie z dziwnym wyrazem twarzy, aż przyszedł James.
-Ooo… Widzę, że już się poznałyście.
-Tak… - odparły wspólnie.
-To jeśli nie muszę już pełnić funkcji osoby, która przedstawia was sobie to jedziemy.
-Chyba śnisz – skomentowała to Jess.
-Ale o co ci chodzi? – był zakłopotany.
-Jechać to będziesz mógł sobie potem do domu, a teraz dla rozgrzewki biegniemy do klubu i nie chce słyszeć, że ci się nie chce – przedstawiła sytuacje i zaczęła wiązać sznurówki.
-Naprawdę musimy? – jęknęła Amy.
 Jessica nic nie odpowiedziała tylko zmierzyła ją spojrzeniem i  nie chciała wiedzieć kim ona w ogóle jest i jak się tu znalazła, pomimo że ciekawość zżerała ją od środka.
 Spoglądała na ten jej krzywy grymas od niechcenia na twarzy. Co chwile słyszała jakieś jej szepty do ucha chłopaka, więc stwierdziła, że nie będzie im przeszkadzać i jakby ich nie widziała wyszła na zewnątrz. Na parkingu stali już Carlos, Logan i Kendall.
-Witam ponownie chłopaki – przytuliła ich.
-Hejka maluchu – roztrzepał jej włosy Carlito.
-Hahaha, bardzo śmieszne. Ja mała? Pamiętaj, że jestem twojego wzrostu – wystawiła mu język i zaczęła się nieco rozciągać.
-Dlaczego to robisz? – zapytał Kendzio. – Przecież zanim znajdziemy się w klubie będziesz musiała robić to drugi raz.
-Wcale nie i wam też bym radziła, bo przez kilka godzin tych swoich tyłków to nie posadzicie w wygodnym i ukochanym autku. Dzisiaj biegniemy, tutaj przez niedaleko jest bardzo fajna droga i  nie odpuszczę wam tego – poinformowała trójkę z uśmiechem i przeszła do skłonów.
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje… W końcu ktoś taki się znalazł, nie będę musiał sam ich zmuszać – krzyczał uradowany Logi i zaczął ją obściskiwać.
-Przestań, bo mnie udusisz i nadal pozostaniesz sam – zażartowała.
-Nie puszczę cię, takiego wielkiego szczęścia się nie wypuszcza ot tak z rąk jeśli prosi, nie wiedziałaś?
-Nie, a teraz mnie postaw.
-Nieee – ścisnął ją jeszcze bardziej i zaczął przy okazji się trochę droczyć.
-Co ja tu widzę, co to za czułości? – usłyszeli za sobą głos Jamesa.
 Jessica spojrzała w jego stronę, a u jego boku stała Amy.
Bo kto by inny mógł inny obok niego stać – pomyślała i podniosła nieco w górę kącik górnej wargi.
-Jess jest szczęściem Logana – wytłumaczyła Victoria, która wyszyła z za domu.
-A ty skąd wiesz? – zapytali wspólnie Je i Logi.
-Trudno było nie usłyszeć jak wykrzykujesz swoją radość na całe podwórko.
-Na moim miejscu postąpiłabyś tak samo – uśmiechnął się od ucha do ucha ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Może i tak, ale musisz zapamiętać jedną bardzo ważną rzecz – podeszła do niego. – Jess to ja ci nie oddam za żadne skarby świata.
-Niech ci będzie, ale do czasu, ja znajdę sposób – pokiwał z zadowoleniem głową.
-Możemy biec, czy chcecie się chwilę porozciągać? – spytała Jessica i spojrzała na czarnowłosą.
-Możemy biec – odpowiedzieli chórem, więc gdy tylko Victoria otworzyła furtkę wszyscy jedną wielką grupką pokierowali się w stronę piaszczystej drogi za domem dziewczyn. Prowadziła blondynka z Loganem, którzy jako jedyni utrzymywali idealne tempo na trening. Na końcu w dziwny sposób znaleźli się chyba najlepiej wysportowani James i Carlos wraz z Amy. Zamiast skupić się na trasie woleli sobie głośno pogadać i nie włożyć w to nawet minimalnego wysiłku.
 Dziewczynę, co chwilę to wkurzało, była rozdrażniona i nie wiedziała co się z nią dzieje. Jeśli miałaby taką szanse już dawno znalazłaby się kilkaset metrów przed wszystkimi. Ta zła energia się w niej skumulowała, gotowała się i w trakcie rosła, lecz nie potrafiła się uwolnić. Ręce zaczęły jej się trząść, więc raptownie zacisnęła pięści i stanęła.
-Co jest? Zmęczyłaś się? – wrócił do niej chłopak.
-Nie – syknęła, ale zdała sobie z tego bardzo szybko sprawę. – Przepraszam, poniosło mnie.
-Wszystko w porządku? – położył jej rękę na ramieniu.
-Tak, wszystko w porządku. Poczekajmy na pozostałych, bo to już niedaleko.

 Po paru długich sekundach byli już razem całą siódemką, a przez nimi widniał ten wielki szyld z nazwą i godzinami otwarcia. Postanowili się przejść, aby nie wbiec na jakiegoś przechodnia, a w najgorszym razie przed jakiś samochód. Zazwyczaj tymi drogami kierowcy jeździli powoli, ale zdarzali się także młodzi wariaci za kółkiem, którzy musieli nieco poszpanować nowymi samochodami przed bandą znajomych.
 Przed drzwiami o dziwo nie panował dzisiaj tłok, więc weszli spokojnie, a Jessica podeszła do chłopaka przy komputerze.
-Hejka, ja na dzisiaj miałam rezerwacje z moją kumpelą na dwie bieżnie – w normalnych okolicznościach już dawno zwróciłaby się do niego po imieniu i nawet nie musiałaby mówić całego zdania, ale Nick był nowym w tej wspaniałej ekipie ludzi i dopiero poznawał stałych bywalców, a blondynka widziała go po raz pierwszy.
-A na jakie nazwisko? – spytał oficjalnie i z lekką nutą nieśmiałości.
-Braun – uśmiechnęła się do niego.
-Przykro mi, ale nie mam tutaj takich danych, jeśli znajdziecie miejsce proszę bardzo za okazaniem karty wstępu, lecz w innym wypadku nie uda ich się dzisiaj wyrobić.
-Jak to nie ma rezerwacji? – podniosła głos. – Pamiętam, że byłam tu cztery dni wcześniej i Drake zapisywał moje nazwisko.
-Naprawdę nie ma – próbował nie pokazywać zdenerwowania i stresu.
-A Justice? – pytała uparcie.
-Przykro mi, ale też nie – pokręcił przecząco głową.
-Dawaj mi ten laptop – przekręciła go w swoją stronę.
-Przykro mi, ale nie mogę pani pokazać, to tajne dokumenty firmy, do których wgląd ma tylko i wyłącznie personel – próbował za wszelką cenę jej go odebrać.
-Przykro mi, ale ja wiem co robiłam – była wkurzona i aż zabrała komputer z lady. Kiedy spojrzała na tabelki od razu zrozumiała w czym jest błąd, a chłopak usiadł zrezygnowany na krześle. Cofnęła w pliku jedną stronę i podsunęła Nickowi pod nos. – Miałeś włączony nie ten dzień co trzeba, w pewnym stopniu uratowałam ci tyłem i pamiętaj klient ma zawsze racje – uśmiechnęła się promienie, aby dodać mu trochę otuchy.
-Oczywiście, jeśli tylko jeszcze zobaczę karty pani… - spojrzał na ekran. - … Braun od razu siłownia jest do waszej dyspozycji.
-Mów mi Jessica, jestem tutaj bywalcem – podała mu rękę. – I przepraszam za tą złość, po prostu mam zły dzień.
-Nic się nie stało.
 Pokazała mu gestem dłoni, aby poczekał i ruszyła do szóstki na kanapach.
-Potrzebuje waszych kart, inaczej nie wchodzimy.
-Nie ma sprawy – każdy podał jej swoją złotą kartę, lecz jednej nadal brakowało.
-Nie mam dzisiaj swojej przy sobie, zapomniałam wziąć i dopiero teraz sobie to uświadomiłam – wytłumaczyła Amy.
-Skąd wiedziałam, że tak będzie – powiedziała z drwiną Jess, a wszyscy na nią spojrzeli. – Powiedziałam to na głos? – zdziwiła się.
-Taaakkk – odparł z przeciągnięciem Kendall.
-Aha. – zatrzymała się na chwilę, a potem jej wewnętrzna energia znalazła ukryty wylot i udało jej się trochę uwolnić. – To jeśli już mówię swoje myśli to jeszcze jedno. Jesteś Amy, dobrze pamiętam?
-Tak… - odpowiedziała niepewnie z zakłopotaniem.
-Weź się za siebie, zrób coś z sobą, a nie albo jęczysz, albo czegoś nie masz. Nawet nie wiesz jakie to jest wkurzające – zamurowało wszystkich, a ona jedynie obróciła się na pięcie nie zwracając najmniejszej uwagi, że sprawiła dziewczynie ból.

-Masz – położyła na ladzie z dużą siłą karty. – I zalicz z mojej jutrzejszy dzień i przy okazji usuń moją rezerwacje, bo prawdopodobnie nie przyjdę, bo jedna nie wzięła swojej karty i przecież oni jej nie zostawią.
-To mogę na komputerze znaleźć ją i odhaczyć jej dzień. Jak ma na imię i nazwisko?
-Nie wiem jak ma na nazwisko i nie chce wiedzieć – krzyknęła.
-Jessica! – usłyszała za sobą głos zdenerwowanego Logana.
-Co?
-Co ty wyprawiasz?
-Załatwiam nam siłownie – spojrzała na niego jak na jakiegoś głupka, który nie wie co robi w klubie fitness.
-Wiesz, że nie o tym mówię? Dlaczego tak na nią naskoczyłaś?
-Powiedziałam jej prawdę, która przykro mi, ale czasami boli – odwróciła się do niego plecami.
-Jessica – złapał ją za ramię i gwałtownie obrócił w swoją stronę.
-A czy ktoś w ogóle powiedział mi kim ona jest? Nie. Pojawiła się od tak w domu Vic, widzę ją pierwszy raz w życiu i nikt nie raczył nawet powiedzieć nic na jej temat. Zachowuje się gorzej niż mój pięcioletni kuzyn z Paryża. Powiedz mi Logan kim ona do cholery jest? – wykrzyczała mu to prosto w twarz przy wszystkich ludziach i przy ich przyjaciołach. Złość i wewnętrzne uczucia, nad którymi nie miała kontroli wzięły górę i nie zamierzała odpuścić. Stała tam ze skrzyżowanymi rękami czekając na odpowiedź…