niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 29...



-Uspokój się – złapał ją za ramiona i spojrzał prosto w te piękne, niebieskie oczy.
 Przypominały mu się wtedy coroczne wypady nad morze, przyjacielskie surfowanie i wylegiwanie się na plaży z koktajlami w dłoni.
 To te oczy najbardziej zapamiętał z ich pierwszego spotkania, widział je ledwie przez ułamek sekundy, ale ta ich wewnętrzna iskierka zostawiła piętno po sobie w jego pamięci.
 Chciał ją wtedy odnaleźć nie uzmysławiając sobie dlaczego, a teraz wiedział, o co tak naprawdę chodziło. Poznał ją i widział jaka jest cudowna, mógł nawet bez wahania powiedzieć, że jest dziewczyną idealną. Ten jej słodki śmiech, ruchy tancerki, wspaniała wyobraźnia, towarzyskość i wewnętrzna energia, zawładnęły jego ciałem. Przebywanie w jej towarzystwie sprawiało mu ogromną radość, czuł się wtedy jakby był w raju tylko z nią. Nie zwracał najmniejszej uwagi na kumpli, od pewnego czasu liczyła się tylko ona, Jessica, pomimo wszystkich swoich wad i tego dzisiejszego wybuchu gniewu, nadal pozostawała delikatną dziewczyną i cudem świata w jego oczach.
-Kim ona jest? – krzykiem wyrwała go z rozmyślań. Gdy spojrzał na nią ponownie, zauważył gniew w każdym fragmencie jej twarzy. Miała napięte mięśnie, oddychała szybciej od niego i miała zaciśnięte zęby. – Logan, kim ona jest? – powtórzyła. – Chce wiedzieć.
-To nasza przyjaciółka, poznaliśmy ją na planie Victorii serialu. Amy jest jedną z najlepszych stylistek mody i dzięki temu udało nam się ją kiedyś namówić na wybranie dla nas strojów do paru odcinków. Od tamtej pory utrzymujemy ze sobą stały kontakt i często całą paczką wychodzimy na miasto lub ona przychodzi, do któregoś z nas, a zdarza się także, że robimy Vic niespodzianki. Dzisiaj była u Jamesa, kiedy tam podjechaliśmy, więc podrzuciliśmy ją, żeby się przebrała i zabraliśmy ze sobą.
-Nie powiedziałaś mi o niczym – wyszeptała w stronę przyjaciółki i  uciekła z płaczem na górę do łazienki, nie zwracając uwagi na Nicka, przyjaciół i ludzi, którzy widzieli tą scenę. Zatrząsnęła za sobą drzwi , zamykając je na klucz i usiadła na desce sedesowej chowając twarz w dłoniach.
 Emocje, które próbowała schować od parunastu minut, przy krzyku jeszcze bardziej się wzmocniły, a wraz z przyjściem odpowiedzi na pytania nie pozostało im nic innego, jak się ulotnić na zewnątrz.
 Nie wiedziała, co powinna teraz ze sobą zrobić. Zraniła osobę, która w żaden sposób na to nie zasługiwała, nie potrafiła tego odkręcić i  nie wyobrażała sobie, że będzie kiedykolwiek potrafiła spojrzeć dziewczynie w oczy.
 Czuła, że powinna przeprosić, ale co w takiej sytuacji powiedzieć. „Przepraszam” to za mało, tutaj potrzeba czegoś o dużo większym znaczeniu. Zdała sobie sprawę, że może już nigdy nie uzyskać wybaczenia od czarnej, a chłopaki wezmą ją za wariatkę o niepohamowanych emocjach. Przecież widzieli tak wiele, że już mogą nigdy się do niej nie odezwać, mogą wytknąć  palcami jej wady, wyśmiać każdy jej gest.
 Nie mogła się pogodzić z tym, że może ich stracić, przez własny błąd. Nie teraz, kiedy wszystko miało wrócić na prostą, kiedy mogłaby ułożyć sobie życie na nowo, nadrobić stracony czas z Mattem.
Z zamartwiania się wyrwało ją pukanie, spojrzała na zamknięte drzwi, ale się nie odezwała.
-Jessica, wszystko w porządku? – po drugiej stronie odezwał się głos Logana, jaki słyszała wcześniej tylko raz, kiedy spadła ze skały.
-Idź sobie – odparła pociągając nosem.
-Nie ruszę się stąd bez ciebie.
-Zostaw mnie, odpuść, przecież nie warto tracić czasu na taką kretynkę jak ja.
-Nie jesteś kretynką – odparł łagodnym głosem. – Proszę cię otwórz drzwi.
-Nie, idź sobie – krzyknęła, nie wiedząc nawet dlaczego.

-Jessica, wyjdź do mnie proszę – usłyszała po pięciu minutach, tym razem głos Jamesa, był taki spokojny, a gdy ona go słuchała przechodziły przez jej ciało dreszcze.
-Nie chce – wyszeptała mając nadzieje, że jednak nie usłyszy jej słów.
-Ale zdajesz sobie sprawę, że niezbyt przyjemnie jest rozmawiać z drzwiami.
 Jednak usłyszał i raczej nie zamierzał się poddać tak szybko jak Logi. Wstała, przetarła oczy chusteczką, która leżała na półce i lekko uchyliła drzwi.
-Co? – spojrzała na niego, a po chwili spuściła głowę.
-Spójrz na mnie – poprosił i otworzył szerzej drzwi, aby mu ich nie zamknęła przed nosem.
 Przez długi czas się wahała, walczyła z samą sobą, lecz potem postanowiła lekko unieść głowę.
-Więc? – spojrzała na niego pytająco.
-Wszystko w porządku?
-Co może być w porządku, od parunastu dni potrafię tylko płakać, myśleć nad swoimi błędami przez długi czas, a potem nachodzi mnie taka depresja, że nie potrafię normalnie funkcjonować. James to nie jest normalne, raz jestem spokojna, wesoła i w ogóle uśmiechnięta, a po chwili naskakuje na ludzi, którzy nie są niczemu winni. Czy wszystko w porządku? Nie, nie jest nawet w minimalnym stopniu dobrze, nawet w minimalnym – pod koniec już zaczęła szeptać i pragnęła wrócić do łazienki, ale jej nie pozwolił.
-Nigdzie nie idziesz – złapał ją za rękę i przytrzymał nogą drzwi.
-A właśnie, że idę. Puszczaj mnie – syknęła w jego stronę.
-Naprawdę wierzysz, że cię posłucham i to zrobię? – zaśmiał się.
-Tak… - odpowiedziała niepewnie.
-To się grubo mylisz.
-Wszystko w porządku? – niedaleko nich pojawiła się Amy. Jessica automatycznie spuściła wzrok, nie mogła pogodzić się z tym, że tak bardzo naskoczyła na dziewczynę.
 Jej serce zaczęło walić mocniej i szybciej, czuła, że jej policzki się czerwienią oraz dotyka je fala gorąca. Im czarna znajdowała się coraz bliżej drzwi, Jess nie mogąc się już dalej cofnąć  szarpnęła za klamkę, jednak w niczym to jej nie pomogło.
-Am kochana zaraz przyjdziemy, poinformuj wszystkich, aby już wchodzili i zabrali rzeczy także z naszych półek. Macie karty prawda?
-Jasne, to my czekamy na sali.

-Zachowujesz się jak dzieciak, taki mały smarkacz, gdy nie chce czegoś zrobić, a jak dobrze pamiętam to ty dziś mówiłaś, że zachowujemy się jak dzieci – zaczął na nią krzyczeć, gdy Am odeszła.
-Bo tak jest – uśmiechnęła się pod nosem.
-I czego się uśmiechasz, nie jesteś lepsza, jesteś wręcz o wiele, wiele gorsza.
-Tak wiem – pokazała szereg prostych, białych zębów.
-I masz czelność… - zatrzymał się, żeby przeanalizować słowa, które przed chwilą wpadły do jego uszu. – Jak to wiesz?
-Tak po prostu to wiem, nigdy nie wyrosłam w zupełności z bycia dzieckiem, tamten czas był dla mnie najlepszy, kiedy zaczęłam wchodzić w dorosłość wszystko krzyczeli: „Tak, nareszcie!”, natomiast ja z Victorią krzyczałyśmy: „Nie, dlaczego?!”. Z czasem musiałyśmy się z tym pogodzić, co prawda mojej kochanej siostrzyczce to nie przeszkadzało, ona już od przedszkola była związana z kamerą i sceną, było jej się łatwo do tego przyzwyczaić.
 Przecież w każdym z nas do później starości drzemie postawa dziecka, buntownika, czy śmieszka. Ja bez wahania się do tego przyznaje, dla mnie to nie wstyd, a wy się oburzacie – wygłosiła szybko mowę, a James patrzył na nią z wielkimi oczami nie mogąc wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. – A teraz proszę bądź tak miły i mnie puścić, bo wracam do domu.
-Nigdzie, nie wracasz, to był twój pomysł, dzięki tobie tutaj jesteśmy i to były twoje plany, więc idziesz, ale w stronę siłowni.
-Nigdzie nie idę, czy ty tego nie rozumiesz, ja nie będę potrafiła teraz spojrzeć jej w oczy, ja ją zraniłam bez powodu – krzyknęła mu prosto w twarz. – Przepraszam, nie powinnam krzyczeć.
-Nie szkodzi, widać należało mi się.
-Wcale nie, to ja nie wiem co się ze mną teraz dzieje, na każdego krzyczę i wyżywam się prawdopodobnie na dziewczynie, któregoś z was – nie chciała wypowiedzieć, że jego dziewczynie, pomimo że usłyszała jeszcze parę chwil temu jak mówił do Amy kochanie.
-Ale… - nie potrafił dokończyć, bo zaczął się śmiać.
-Co się śmiejesz?
-Ona nie jest żadnego dziewczyną, to tylko przyjaciółka, naprawdę bliska przyjaciółka, nic więcej.
-Przecież mówiłeś do niej kochanie – skrzyżowała ręce na piersiach i czekała na jakieś wytłumaczenie.
-No tak, ale do Vic też tak mówię, to tak po przyjacielsku, a ty myślałaś, że ja z nią, z naszą szaloną Amy – nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Bo mogłeś mi powiedzieć, a teraz daj spokój – lekko pchnęła go do tyłu i ruszyła przed siebie do schodów. Nie czuła, że musi wrócić do domu, czy jak najprędzej stąd wyjść. Pewien ciężar z jej serca ustąpił tak samo szybko jak się wcześniej pojawił. Czuła ulgę i od razu jej duszę wypełniła radość.
Przynajmniej wiem, że ona nią nie jest – pomyślała i spokojnie schodziła z jednego stopnia na drugi.
-Poczekaj – usłyszała za sobą głos chłopaka, który nadal się nie uspokoił, ale czuł, że musi dowiedzieć się, co dalej, co ta jego „mała” przyjaciółka postanowiła.
-Po co, żeby dalej słuchać twojego śmiechu? – w głowie od razu pojawiła się myśl o cudownym śmiechu, lecz już tego nie wypowiedziała.
-Oj, przepraszam, ale wiesz, z tego po prostu nie da się nie śmiać, ja i Amy, no nie mogę – wybuchnął jeszcze większym śmiechem, a Jessica się wkurzyła.
-Daj w końcu z tym spokój i nie idź obok mnie.
-Co zamierzasz? – powiedział głośniej po chwili, gdy był z dwa metry za nią.
-Miałeś nie iść ze mną – odwróciła się do niego nie przestając iść.
-Nie ty powiedziałaś, że mam nie iść obok ciebie, więc idę za tobą.
-… - miała coś powiedzieć, ale machnęła tylko ręką i przestała zwracać uwagę na Jamesa.
-Co zamierzasz? – powtórzył pytanie.
-To co należy.
-To chociaż zdradziłabyś mały szczegół, a nie mnie zostawiasz – powiedział z udawanym smutkiem w głosie.
-Należało ci się – krzyknęła i weszła na siłownie. Od razu zauważyła Amy, na początku wahała się i już miała wyjść, ale zobaczyli ją pozostali i pomachali w jej stronę. Wzięła głęboki wdech i ruszyła ku bieżni.
-Amy… - powiedziała niepewnie do pleców dziewczyny, a ona się odwróciła. – Chciałabym cię bardzo przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie, ono było niezbyt stosowne, wręcz naganne. Powinnam była pogadać, z którymś chłopaków lub po prostu z tobą, a ja dałam wygrać moim emocjom. Własna niewiedza narobiła tak wiele szkód, ja naprawdę nie chciałam, od parunastu dni nie wiem, co się ze mną dzieje, te wszystkie sytuacje, pomimo że mnie wzmocniły to nadal sprawiają okropny ból i zagubienie. Przepraszam - powiedziała wszystko jednym tchem, a w oczach pojawiła się pojedyncza błądząca łza.
-W porządku – odpowiedziała łagodnie czarna.
-Ja naprawdę żału… - przerwała. – Co?
-W porządku – powtórzyła. – Wiem jak to jest, jeśli nic się nie układa w naszym życiu, a my wtedy jesteśmy wyczuleni na każdy gest, każdą osobę i ruch. Sama przez podobne rzeczy przechodziłam w szkole średniej, gdy już miałam określony cel życiowy, więc naprawdę cię rozumiem.
-Naprawdę? – nie mogła usłyszeć, że ta dziewczyna jej wybaczyła, że pomimo bólu jaki jej zadała ona po prostu nie ma jej nic za złe. Kiedy zobaczyła skinienie głowy, podeszła do niej i ją przytuliła. – Dziękuję.
 Dopiero, gdy cofała się parę kroków w tył, zauważyła, że Am jest podobnego wzrostu, ma wysportowane ciało i  cudowne czarno-zielone oczy. Te tęczówki bardzo jej się spodobały i sama nawet zapragnęła mieć takie, choć kochała swoje w kolorze nieba.
-Może warto zacząć od początku, od zera? – zaproponowała dziewczyna.
-Jestem Jessica Braun – wyciągnęła rękę w jej stronę w ramach potwierdzenia jej propozycji.
-Amy Campbell i  bardzo miło mi cię poznać, fajnie mieć w znajomych pisarkę.
-Mi również i chętnie skorzystam z twojego cudnego talentu – uśmiechnęła się do niej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz