niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 30...



-Tak się cieszę, że w końcu ktoś mi podpowie, co zrobić ze stertą ubrań, które leżał w szafie i w żaden sposób nie potrafię ich dobrać z dodatkami lub przerobić – cieszyła się Jessica.
-Jak tam? Ile kilometrów przebiegłyście? – pojawił się koło nich Carlos z ręcznikiem i butelką wody po skończonych na tym etapie ćwiczeniach.
-30 – odparła Jess spoglądając na wyświetlacz, a po chwili udało jej się kontem oka zauważyć, że Amy straciła tempo i wylądowała na Carlosie.
-Wszystko w porządku? – zapytał ją podtrzymując w pasie.
-Ta..kkk, chy..baa tak – zaczęła się jąkać i po chwili spuściła wzrok odsuwając się parę kroków do tyłu.
 -A ty ile podniosłeś? – uśmiechnęła się do niego blondynka zmieniając temat i nie przestając swoich ćwiczeń.
 Czekała dość długi czas, ale nie uzyskała odpowiedzi. Pena spoglądał na Am jak zahipnotyzowany. Nie reagował na żadne słowa, na żaden ruch w swoim otoczeniu. Kiedy czarna podniosła głowę, jej wyraz twarzy stał się podobny, lecz szybciej wyszła z tego transu.
-Dziękuje – dotknęła jego ramienia, gdy go wymijała kierując się w stronę swojej czerwonej torby.
-Nie ma sprawy – powiedział pod nosem i skierował się w stronę ćwiczącego Jamesa.
 Chwilowa magiczna chwila się rozpłynęła, wyparli ją ze swojej pamięci, jakby w ogóle nie nastąpiła. Łudzili się w swoim wnętrzu próbując to uczucie zagłuszyć, ich niewiedza sprawiała, że czuli się podobnie nie zdając sobie z tego sprawy.
-Czyżbym ja jeszcze o czymś nie wiedziała? – Jessica zapytała samą siebie, a po pięciu minutach zeszła z bieżni i skierowała się w stronę przyjaciół. – Logan… - zaczęła niepewnie, dotykając koniuszkiem palców jego ramienia.
-Co? – odwrócił się gwałtownie spoglądając na nią z zaskoczeniem.
-Chciałam cię bardzo przeprosić za moje zachowanie i za to, że naskoczyłam tam na ciebie, ja po prostu… - przerwała zastanawiając się jakich słów należy użyć. – Ja… ja… No bo… Przestałam panować nad tym wszystkim, co się wokół mnie dzieje, to wszystko działo się tak szybko, że… No z silnej dziewczyny stałam się słabeuszem… Przepraszam cię – z wielkim trudem udało jej się wydusić z siebie te słowa, a już po chwili tkwiła w jego ramionach, wtulając swoją twarz w jego tors, nie zwracała najmniejszej uwagi, że chłopak ma całą koszulkę przepoconą, teraz zależało jej tylko na jego przebaczeniu.
-Nie musisz przepraszać – szepnął jej na ucho i poczuł jej truskawkowy szampon, kiedy się w niego wtulała. Pragnął, aby ta chwila trwała wiecznie, żeby nigdy go nie puszczała. Czuł, że Jess jest jego szczęściem, tak jak poprzednio określił, którego nie wolno wypuścić z rąk. Nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że ściska ją coraz bardziej, do czasu kiedy mu o tym powiedziała.
-Logi, możesz mnie puścić, w przeciwnym razie, zaraz się uduszę.
-A… Tak, tak, już… - poluzował uścisk i się odsunął. – Przepraszam, ale było tak miło – uśmiechnął się od ucha do ucha, a dziewczyna powędrowała wzrokiem w stronę wrogiego spojrzenia Jamesa na drugim końcu sali.
-Nie ma sprawy, tylko proszę następnym razem trochę łagodniej – zaśmiała się. – A teraz przepraszam, ale muszę załatwić pewną sprawę.
-Tylko wróć jeszcze – krzyknął za nią, bo już zdążyła się nieco oddalić.
-Jeśli nie zginę bolesną śmiercią to postaram się tak zrobić.

-Co ma pan taką minę? – zaśmiała się podchodząc do Jamesa.
-Normalną – burknął pod nosem, a Carlos popatrzył się na niego ze zdziwieniem.
-Pan jest zazdrosny – zaczęła się śmiać.
-Nie jestem zazdrosny.
-Nie no nie mogę, James…
-Co?
-Jesteś zazdrosny – odparła.
-No dobra i co z tego?
-Dlaczego?
-Bo na niego nawrzeszczałaś i po chwili już poszłaś z przeprosinami i do tego przytulanie, a ja co? Chyba to właśnie ja wyciągnąłem cię z tamtej łazienki i nie pozwoliłem, żebyś tam siedziała i co mam od życia? Olewkę, no totalną olewkę – wyrzucił z siebie mierząc ją tym swoim spojrzeniem.
-Oj… - wydało się z jej wnętrza. – Mogłeś powiedzieć, a nie chcieć mnie zabić spojrzeniem – uśmiechnęła się do niego. –No chodź, przytulę cię – wyciągnęła w jego stronę ręce.
-Teraz to sobie możesz – wymamrotał.
-No nie daj się prosić – podeszła do niego i rozluźniła chłopaka skrzyżowane ręce na piersiach. – Chyba się na mnie nie obrazisz? – spojrzała mu w oczy i przeszedł ją dreszcz.
-No nie wiem, nie wiem – zaczął się z nią drażnić, lecz jego wnętrze krzyczało, próbowała popchnąć go w te rozłożone ramiona.
-Czyli mogę sobie iść? – przechyliła głowę nieco w bok.
-Nie! – prawie krzyknął, a zaraz potem się poprawił. – Jeśli chcesz idź, ale wtedy mój wzrok stanie się naprawdę zabójczy.
-Już jest – zachichotała i wtuliła się tym razem w bruneta. Te jego ręce dawały jej za każdym razem coraz większe bezpieczeństwo, czuła się taka radosna, spokojna.
 Kiedy po paru chwilach próbowała się odsunąć, nie pozwolił jej na to.
-Czy mógłbyś mnie puścić? – spojrzała w górę na jego twarz.
-Nie… - spojrzała na niego pytająco, a on kontynuował. – Logana przytulałaś przez dobre pięć minut, więc nie dam się puścić po tej krótkiej minucie, ja o wiele bardziej się natrudziłem.
-Liczyłeś czas? – zaśmiała się, a zaraz dołączył do niej Carlito.
-NNNNiiieee… - przeciągnął odpowiedź. – Ja tylko patrzyłem na ten żółty zegarek na ścianie – gestem ręki wskazał w górę.
-Ty naprawdę musisz być bardzo zazdrosny – odparł Pena.
-Oj, bądź cicho
-Ale on ma… - chciała szybko dokończyć, ale zasłonił jej ręką usta.
-Cicho, teraz jesteś tylko moja przez te parę minut i rozmawiasz tylko ze mną – spojrzał na nią. Jej twarz była taka cudowna, delikatne rysy twarzy, niebieskie oczy, które wyglądały jak nieludzkie, a jednak nimi były; długie rzęsy, ten mały nos i bladoróżowe usta. To właśnie ten ostatni element przykuł jego uwagę, pragnął ją pocałować poczuć dotyk jej warg na swoich. Każda komórka jego ciała popychała go w tym kierunku, ale nie mógł sobie na to pozwolić.
 Nadal nie rozumiał, o co w tych wszystkich reakcjach jego organizmu chodziło. Była naprawdę przecudowną dziewczyną ze wspaniałym uśmiechem, ale ona była jedynie przyjaciółką, „małą blondyneczką”, która momentami przypominała mu siostrę.
 Gdyby on tylko wiedział, jaka jest prawdziwa prawda, gdyby wiedział, że można odnaleźć pewną tajemnicę jej życia, gdyby tylko wiedział, wszystko mogłoby wyglądać inaczej, nie trzeba byłoby  nic rozumieć, odpowiedź znalazłaby się od razu.
-James… - usłyszał jak przez mgłę po utonięciu w kolorze jej oczu. – James pójść mnie muszę odebrać telefon.
-Co?
-Telefon mi dzwoni, muszę odebrać – powtórzyła.
-Aha, ok – odsunął się od niej, a ona puściła się pędem do ławeczki z wielką nadzieją, że jednak uda jej się odebrać.
-Słucham? – zapytała. – Andy?... Coś się stało?... Na pewno?.... Jak dobrze pamiętam przez ostatnie dwa lata dzwoniłeś, przychodziłeś lub pisałeś, jeśli miałeś jakąś ważną sprawę… Czyżbym miała rację, że znowu w tej sytuacji tak jest?... Andy tylko ja nie jestem pewna, czy znowu chce ci pomóc… Ostatnio, kiedy razem współpracowaliśmy wystawiłeś mnie i nie dałeś znaku życia przez dobre dwa tygodnie, jak myślisz jak się wtedy czułam?... A no tak, przecież ja ci wtedy to wszystko wygarnęłam, przecież powiedziałam ci jak się czuje… Co tym razem?... Tak wiem, że pracujesz w najsławniejszym magazynie w Kalifornii… Tak wiem, że właściciel ma także swoją stacje telewizyjną… Skąd to wiem?... Bo zabrałeś mi tę pracę… Jak to nie? Wykorzystałeś mnie, mój talent i artykuły, żeby zaistnieć w świecie show-biznesu, starałam się pół roku, aby mnie wzięli, a ty przyszedłeś, pokazałeś dwie moje pracę i od razu zostałeś przyjęty… Nie pamiętasz tego? Przykro mi, że masz aż taką słabą pamięć, przykro mi, ale w tym momencie jestem zajęta, cześć… Co?... Masz własny mózg to sobie napisz… Nie znasz się na takich sprawach, no to sorry, czas sprawdzić jak wygląda prawdziwe życie… Nie napisze żadnego artykuły, pomimo że ma on być autorstwa pisarki… i do tego o książkach… i  że miałabym szanse zaistnieć w tym magazynie… i zdobyć wymarzoną posadę… Dziękuje ci, ale mam inne marzenia i zajęcia, pa…
 Nacisnęła czerwoną słuchawkę i wyłączyła telefon, bo wiedziała, że Andy będzie dzwonił, aż do czasu, gdy się zgodzi.
Wyjęła z czarnej torby ręcznik i parę dolarów na wodę oraz jakiegoś batona. Podeszła do automatu na korytarzu i zauważyła na parapecie siedzącą Amy z paczką wafli ryżowych w polewie czekoladowej.
-Zmęczona? – zapytała uśmiechając się i wbijając kod wody niegazowanej i białego Kit-Kata.
-Nie, dobrze mi zrobiło przebiegnięcie tylu kilometrów, już tak dawno to robiłam, zazwyczaj przychodziłam tu na fitness, ale to było bardzo rzadko – odpowiedziała i wskazała miejsce obok siebie.
-No to teraz twoje życie może się trochę zmienić, jeśli mnie już znasz to ja jestem fanką aktywnego i zdrowego trybu życia, a do tego dbam także o moich znajomych i wyciągam ich czasami aż za często z domu.
-Mi pasuje, nie będę ciągle siedzieć nad tymi ciuchami, właśnie tak zazwyczaj robie z kumpelami, które także tym się interesują.
-Nie lubisz swojej pracy? – zapytała choć czuła, że nie powinna.
-Co? Nie – zaprzeczyła. – A zabrzmiało to jakbym nie lubiła?
-No może trochę…
-Ja to kocham robić, całe swoje życie poświęciłam modzie, już od najmłodszych lat się tym zajmowałam, robiąc ciuchy dla lalek lub łącząc całkowicie sprzeczne części ich garderoby, ale wiesz to nawet świetnie wychodziło.
-Nie wątpię, ja przerabiałam bajki, które czytała mi mama.
-No to widzę, że ty bardziej zwariowana byłaś ode mnie.
-Nie przesadzajmy- zaśmiała się i dokończyła jeść batona. – Idziesz zaraz do szatni i pod prysznic?
-Tak, tylko zabiorę swoje rzeczy i powiem chłopakom.
-OK.
 Ruszyły razem, ale po chwili musiały się rozdzielić. Gdy Jessica podchodziła do swojej sportowej torby podeszła do niej Victoria.
-Twoja mama do mnie dzwoniła i mówiła, że masz wyłączony telefon.
-No mam, bo chciałam mieć chwilę spokoju i nie musieć odbierać telefonów od wkurzającego Andy-ego. A coś się stało?
-No jest u nas pod domem z twoim tatą i czeka na nasz powrót.
-Ale coś się stało? – dopytywała.
-Nie, przyjechali, a raczej przyszli o tak cię odwiedzić.
-Przyszli?
-No tak, też się zdziwiłam.
-Dobra, to żeby nie czekali to pobiegnę do domu i najwyżej tam się ogarnę po ćwiczeniach.
-Przecież mogą poczekać chwilę dłużej, twoja mama mówiła, żebyśmy się nie śpieszyli, że oni posiedzą sobie na huśtawce i z chęcią poczekają, a jakby co to może jeszcze się przejdą do tej piekarni po jakieś świeże pieczywo.
-No tak, mam kocha gorący chleb lub gorące drożdżówki z konfiturami.
-Oni sobie poradzą, a my się w spokoju orzeźwimy.
-Naprawdę nic mi nie będzie, pójdę, a wy najwyżej dojdziecie sobie potem.
-A gdzie pójdziesz? – zapytał James.
-Do domu, bo moi rodzice czekają.
-Ale już?
-Tak.
-OK. Pójdę z tobą to znaczy odprowadzę cię i przy okazji najwyżej zgarnę Kendalla samochód i po nich podjadę, bo Logan i Carlos trochę przegięli z treningiem – na samą myśl zaczął się już śmiać.
-No to ustalone – zakończyła Jess i poszła się ze wszystkimi pożegnać.

-Gotowa? – zapytał po pięciu minutach chłopak stając przed drzwiami klubu.
-Tak – przytaknęła.
-No to chodźmy – ruszył przodem.
-Jeśli chcesz to idź, ja biegnę, dokończę trening.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz