niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 18...



 W sobotę dziewczyny o jedenastej rano obudził dzwoniący telefon Jessicy na komodzie w sypialni Victoriii. Przez pierwsze kilka sekund rozglądały się w każdą możliwą stronę nie wiedząc co się dzieje. Nim Vi odwróciła się w stronę przyjaciółki ta już trzymała komórkę w dłoniach.
-Słucham? – powiedziała pośpiesznie zaspanym głosem włączając przypadkowo głośnomówiący.
-Obudziłem cię? – zapytał rozmówca.
-Można tak powiedzieć, a z kim mam przyjemność? – spytała nie rozpoznając głosu przez jeszcze źle funkcjonujące ciało i  narządy.
-Tu Matt i bardzo cię proszę: wysłuchaj mnie zanim zechcesz się rozłączyć – szybko mówił z innym głosem niż zazwyczaj, takim miłym głosem.
-Czego chcesz? – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Kto… - zaczęła Vic, lecz nie dane było jej dokończyć, bo przyjaciółka pokazała ruchem ręki, żeby się uciszyła, jakby jej w ogóle w tym pomieszczeniu nie było i nie słyszała tej rozmowy.
-Wiem, że tak nie wypada przez telefon, ale w tej chwili tylko tak mogę się z tobą skontaktować, porozmawiać i prosić.
-Dobra dam ci szansę i zamieniam się w słuch.
-Początkowo pragnę cię szczerze przeprosić za wyrządzone krzywdy, których nie było mało i zdaje sobie z tego sprawę. Wiem, że pewnie te słowa mało dla ciebie zaczął, ale ja sam nie wiem co się ze mną dzieje i działo. Brakuje mi twojej osoby i nie potrafię zwykłych dni przeżyć bez ciebie. Wracam wieczorami do pustego domy, czuje ból. Nikogo nie zastaje, nikt nie rozmawia, nikt nie śmieje się twoim głosem – wyznał, a Victoria szeptała Jessice, która wzruszyła się tym wyznaniem.
-Proszę cię nie wierz w słowa tego gnoja, to wszystko kłamstwa.
-Naprawdę – kontynuował. – Chcę wszystko naprawić i proszę cię spotkaj się ze mną. Jeśli możesz zależy mi na dzisiejszym wieczorze, w restauracji, którą tak bardzo pokochałaś 5 lat temu – wspomniał. – Zgadzasz się?
-Ja… - na twarzy dziewczyny widniało wielkie zauroczenie, serce waliło jak oszalałe z radości, a w głowie słyszała tylko te głosiki, które powtarzały w tej chwili „Powiedz tak. Nie słuchaj Victorii”. Dlaczego miała nie słuchać przyjaciółki? Ponieważ ona pokazywała ciągle ogromną kartkę z napisem „No! No! No!”. – Dobrze spotkam się z tobą.
-Tak się cieszę – krzyknął uradowany Matt, a po chwili dodał. – Przyjadę po ciebie o ósmej, dobrze?
-Nie – zaprotestowała. – Czekaj na mnie o ósmej pod restauracją, Vic mnie podwiezie.
-Jesteś pewna? – zapytał zaskoczony odmową.
-Tak, do zobaczenia – zakończyła rozmowę i jak zahipnotyzowana spoglądała na ekran komórki z wielkim uśmiechem na ustach.
-Ale wiesz, że ja cię nie zawiozę – wyrwała ją z pięknego świata Vi, którym nie było myślenie o randce, tylko ze świata chytrości, gdzie obmyślała plan.
-Dlaczego?
-Bo ty chyba upadłaś na głowę.
-Wcale nie – zaprotestowała.
-Wierzysz w to, że zrozumiał swoje błędy?... Bo ja jakoś nie… Jessica on nie ma nad kim się znęcać, zauroczył cię. To nie jest ten chłopak co parę lat temu, na początku uda przemiłego, a potem rozpocznie swoją zabawę od nowa. Chcesz znowu czuć ból?
-Nie zrobi tego, on jest inny, będzie lepiej niż zawsze – trzymała swoją stronę Je.
-Nie będzie – krzyknęła jej prosto w twarz.
-Będzie, a jeśli nie chcesz mnie podwieź to nie. Zamówię taksówkę i  mogłam wyłączyć ten pieprzony głośnomówiący, przynajmniej nic byś nie słyszała – wyszła z pokoju narażając ich przyjaźń na upadek, lecz nie mogła wyznać nikomu pomysłu, który pojawił się w jej głowie, gdy usłyszała propozycje. Do wieczora i jeszcze na spotkaniu będzie musiała udawać „fałszywą Jessice”, a potem wróci do domu i prawdopodobnie się pogodzą.
Tak sądzę – pomyślała.

 Nie odzywały się do siebie, jadły w oddzielnych pokojach, a kiedy jedna oglądała telewizje druga wchodząc miała wszystko dla siebie, bo ta pierwsza już wychodziła.
 Po osiemnastej Jess zaczęła robić włosy w łazience. Miała problem z pokręceniem tyłu, ale nie zawołała Vic, ponieważ bała się, że jej wszystko wygada, a jeśli to by nastąpiło to jest większe prawdopodobieństwo, że Matt na spotkaniu odkryje jej zamiary.
 Szczepiła włosy do tyłu wsuwkami i tak jak kochała, jedną ręką zrobiła oczy na czarno. Usta musnęła czerwoną szminką i była bardzo zadowolona z końcowego efektu makijażu. Na koniec wygrzebała z szafy małą czarną i wysokie obcasy na podwyższeniach. Stojąc przed lustrem na korytarzu powiedziała sama do siebie, ale tak, aby Victoria nie usłyszała.
-Idealnie, niech wie co stracił…
Zabrała czerwoną kopertówkę Victorii, nie mówiąc jej o tym i wyszła przed dom poczekać na taksówkarza.
 Punktualnie o 20 stanęła przed drzwiami restauracji „ Rose” i  przywitała się z Mattem, który miał na sobie ciemny garnitur i bukiet 25 róż dla dziewczyny. Choć widział bandaż nie pytał, co się wydarzyło, po prostu to zignorował.
-Dziękuje, że przyszłaś – szepnął jej na ucho i pocałował w policzek. – Stolik na rezerwacje Damon i jeśli można to proszę o wazon – zwrócił się do mężczyzny po czterdziestce.
-Oczywiście – odrzekł kierownik sali i zaprowadził do stolika przy oknie podając MENU.
-Pięknie wyglądasz.
-Dziękuje, a więc… dlaczego prosiłeś o spotkanie?
-Ponieważ te 25 róż i wisiorek nie zaleczą twoich ran…
-Czekaj – przerwała mu. – Jaki wisiorek?
-O ten.. – wyjął niebieskie pudełeczko z marynarki i przesunął w stronę Jessicy. – Jest specjalnie dla ciebie. Robiony na zamówienie.
-Nie mogę go przyjąć.
-Ale ja nie wezmę go z powrotem. On w minimalnym stopniu zakryje złe czyny. Zawsze będę miał poczucie winy i do końca życia będę odpłacał – udawał lub ze strachu był odmieniony, taki spokojny i cichy. Dziewczyna przez długą chwilę mu się przyglądała, a potem uległa.
-Czy mogę? – zapytał układając wisiorek z sercem i napisem „I love Jessica” na dłoni.
-Oczywiście – odpowiedziała obgartując włosy na bok.
 Swoimi ciepłymi palcami musnął jej szyję, a blondynkę przeszedł dresz przez całe ciało, który Matt wyczuł. Chwycił jej dłoń i poprowadził na środek parkietu, kiedy leciała wolna piosenka. Objął w tali i przetańczyli tak 20 minut, aż podano przystawki i danie główne.
 Rozmawiali długi czas śmiejąc się i popijając jedno z najdroższych win w kraju. Dla Jess ono było jak każde inne, a na każdy ruch chłopaka musiała się zgodzić, bo jej plan nie uznawał porażki.
 Gdy przyszedł czas na deser Matt nieoczekiwanie wyjął tym razem czerwone pudełeczko:
-Wiem, że mogę jeszcze wiele zrobić, bo to dopiero początek – rozpoczął patrząc jej w oczy. – Ale na chwilę obecną chcę jedynie prosić o przebaczenie, ponieważ żałuje i chce wszystko odbudować, a teraz przyjmij także pierścionek z powrotem.
-Matt dziękuje za wszystko i oczywiście, że ci przebaczę. Za tę prezenty i miłe słowa jak mogłabym nie wybaczyć takiemu chłopakowi jak ty? Lecz… pierścionka na razie nie przyjmę. Chcę poczekać.
-Rozumiem, a wrócisz chociaż do domu? – zapytał z wielką nadzieją w oczach i swoim głosie, lecz dla Jessi to było najtrudniejsze pytanie. Nie spodziewała się, że właśnie tego wieczoru je zada, myślała, że wszystko się skończy, jednak Matt poszedł inną drogą, trudniejszą dla dziewczyny.
-Wrócę, bo cię kocham – myślała, że kłamie, ale tak naprawdę tego uczucia nie była do końca pewna. Nie wiedziała, czy kocha, czy może przestała. – Czy możemy już wracać?
-Tak odwiozę cię…
 Matt zapłacił wysoki rachunek i jak na gentelmena przystało, otworzył Je drzwi swojego samochodu.
-Do Vic? – zapytał odpalając silnik.
-Nie. Do rodziców, teraz u nich mieszkam – kłamała nie chcąc zdradzić adresu przyjaciółki.
 Jechali w milczeniu, a blondynka obmyślała dalszą część swojego planu. Miała nadzieje, że wszystko skończy się na tym wieczorze, jednak ona musi ciągnąć to dalej, musi grać, ponieważ się zgodziła.
 Wysiadając z auta poczuła ręce Matta na swojej talii i jego usta na swoich. Całował ją bardzo namiętnie, ale zarazem delikatnie. Przypomniał się jej ich pierwszy pocałunek, a teraz choć w myślach nie chciała to nie sprzeciwiała się. Poczuła na plecach zimny samochód i usłyszała otwierane drzwi.
 Nie mogła pozwolić, aby wylądowali zaraz na tylnim siedzeniu, więc powoli się odsunęła w bok dając Mattowi do zrozumienia, że na dzisiaj wystarczy.
-Przyjadę po ciebie jutro – odparł.
-Będę czekać – pomachała mu na dowidzenia i  kiedy znikną za zakrętem zamiast wejść do rodziców poszła powoli w stronę domu przyjaciółki.

W TYM SAMYM CZASIE PARĘ METRÓW DALEJ

-Roberto spójrz… - powiedziała Emily stojąc przy oknie. – Czy to przypadkiem nie Jessica z jakimś chłopakiem?
-Bardzo możliwe – zastanawiał się mężczyzna.
 Kobieta długi czas patrzyła, próbując rozszyfrować tożsamość tajemniczej postaci przy samochodzie przed ich płotem. Chłopak stał do niej tyłem, a kiedy się odwrócił, kobietę coś ścisnęło i poczuła przepływ silnej energii w całym ciele. Puściła zasłonkę i gwałtownie obróciła się w stronę zdziwionego męża:
-To Matt – wyszeptała ze złością. - On ma jeszcze czelność jeździć do niej i do nas?
-Może ma jakiś cel – podsunął jej mężczyzna.
-Coś mi się nie wydaje -  była bardzo zła. – Jak on tak może?
-A skąd wiesz, że nie chce na przykład naprawić swoich błędów, choć wiesz, że z naszą córeczką to mu łatwo nie będzie.
-Nie będzie łatwo? – oburzyła się. – Przecież oni się całują.
-Fakt, ale pewna na sto procent nie jesteś, że to właśnie nasza córa tam stoi – uspokajał ją choć sam wiedział swoje i duma go rozpierała z widoku za oknem. – Chodź stąd, jeśli do Jess to zaraz wejdzie do domu i sobie z nią porozmawiasz, ale uwierz mi jestem pewien, że to nie oni, Jessica mam mój charakter i się nie da.
 Zabrał żonę do salonu i choć ona mówiła jeszcze coś pod nosem dobre dziesięć minut to w końcu stanęło wszystko po jego stronie i Emily uwierzyła, że to nie ich córka tylko inna para młodych ludzi tam zaparkowała na pewien czas. Uwierzyła w to tylko dlatego, ze kiedy wróciła do okna samochodu nie było i nikt nie przyszedł do domu.
 Roberto usłyszał melodyjkę telefonu i przeczytał sms:
„Próbuję naprawić błędy i wyrządzone do tej pory wszystkie szkody. Przepraszam, że podniosłem na pana rękę. Matt Damon.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz