niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 25...



Szybki start, który nie tylko Jessice wyrwał z siedzenia rozpoczął zaciętą walkę o wygraną. Każdy w swojej głowie miał tylko jedną, ważną myśl: „Być pierwszym i prześcignąć pozostałych udowadniając tym swoją zawziętość i upór w dążenia do celu.
-Wiecie, że jesteście wariatami? – krzyknęła Jess.
-Co? – pojawił się koło niej Logan i po chwili także Carlos.
-Jesteście wariatami… - powtórzyła.
-Tak, tak… My to już wiemy – odwrócił się do niej James z zabłoconą twarzą, co wywołało u niej niepohamowany śmiech. Popatrzył na nią, a potem zwiększył prędkość do maximum i wyłonił się na sam początek. Jessica w ostatniej chwili złapała go w pasie, w innym wypadku leżałaby prawdopodobnie jak długa gdzieś na piasku, cała w kurzu i obolała.
-Idiota – walnęła go w plecy.
-Zasłużyłaś – zaśmiał się.
 Ich dialog, krótki dialog, został w szybkim tempie przerwany, gdy brunet zorientował się, że pozostał na szarym końcu. Meta była coraz bliżej, prowadzący co chwila się zmieniali, lecz końcówki i takiego zwrotu akcji, który nastąpił chyba nikt się nie spodziewał.

-Pierwsza – krzyknęła z radości Victoria i zahamowała aż stanęła w pewnym momencie na równe nogi. To był ułamek sekundy, ale świadczył o sile zatrzymania.
-To nie fair – krzyknęli w czwórkę. – Oszukiwałaś.
-Prędzej wy oszukiwaliście niż ona – wtrąciła się Jess.
-Ruszyła za szybko – spierał się Logan. – A do tego ty nas zagadałaś.
-Ona była z was wszystkich na końcu przy starcie, to wy mało nie powypadaliście z drogi – nie dawała za wygraną pomijając drugą część.
-Zgadzam się z moją przyjaciółeczką – poparła ją Vic i podeszła, żeby przytulić.
-A więc droga Jessico to wszystko twoja wina – skrzyżował ręce na piersiach Kendall.
-Hahaha… Dobre sobie – drwiła z nich.
-Ty nas zagadałaś i przez to zajęliśmy się słuchaniem, a nie drogą – dołączył Logan.
-Niech wam będzie, ale ona wygrała uczciwie i mogliście mnie nie słychać, więc to i tak wy zawiniliście – zakończyła i nie dała już żadnemu z nich dość do słowa w tej sprawie.
-Jeszcze zobaczycie –odparli po dłuższej chwili spoglądania na siebie i zmierzyli je czterema różnymi spojrzeniami ruszając przed siebie,
 Byli bardzo wkurzeni, bo było tak blisko, a nie prześcignęli dziewczyny, która tak naprawdę bała się wsiąść na quada, a to przez wspomnienia z dzieciństwa. Na początku jechała najwolniej z wielką ostrożnością, a teraz wygrała. Prześcignęła ich wszystkich, a wina oszustwa i tak spadła na nich.

-Gratuluje ci kochana – odparła Jess ruszając za chłopakami i ponownie mocno przytulając Vi. Przy okazji ubrudziła jej białe ubrania jeszcze mocniej błotem niż poprzednio, ale była bardzo dumna z brunetki, która w końcu odważyła się wsiąść na quada po tak wielu latach. – W końcu wygrałaś dwie rzeczy i to nie byle jakie.
-Jak to? – zdziwiła się dziewczyna.
-Po pierwsze prześcignęłaś ich wszystkich – wskazała na chłopaków. – A po drugie przełamałaś się, pomimo dzieciństwa, wykazałaś się tak wielką odwagą, ja sama nie wiem, czy kiedykolwiek zrobiłabym coś takiego. Moja upartość, a zarazem delikatność w niektórych sprawach nie pozwoliłaby mi zapewne na to.
-Ty delikatna? – zaczęła się śmiać Vic z przyjaciółki.
-Oj cicho, wiesz jak jest – też w niewielkim stopniu zachichotała i znów ją przytuliła.
-Wiem, wiem… A z tym ściganiem się i wejściem na quada to było warto, nigdy nie będę żałować tej decyzji – uśmiechnęła się, a chłopakom pokazała jeszcze zęby, aby bardziej ich wkurzyć.
-Następnym razem cię prześcigniemy – odparli wspólnie po zamianie ze sobą spojrzeń.
-Niech wam będzie – zaśmiały się dziewczyny, a Je dodała. –A  Kendall nie pojeździ sobie zielonym quadem, na pewno nie w najbliższym czasie.
-Tak wiem – skrzyżował ręce na piersi. – Bo musiałeś go zepsuć – zmierzył Jamesa naburmuszoną miną, a po chwili zaczął się śmiać. – Nie no żartuje, tym się fajnie jedzie – wskazał na swój pojazd.
-To może się zamienimy? – zapytał ni stąd ni zowąd James. – Ja pojadę tym, a ty z Je.
-Mo… - nie dane mu było dokończyć, bo już do akcji weszła wyżej wymieniona.
-Chce mnie zostawić, tak? – podeszła do niego. – Po tym co dla ciebie zrobiłam? Jak tak możesz? Specjalnie straciłam czas tylko po to, aby wrócić i do tego nie zostawiłam cię tam na pożarcie, a ty postanawiasz się zamienić? Dziękuje ci bardzo – wkurzyła się, ale chyba nie na serio. Wszyscy uwierzyli w jej słowa i to wkurzenie, natomiast James się jedynie uśmiechnął.
-Oj, jak ja bym mógł zostawić taką przyjaciółkę jak ty? Przecież to niedorzeczne… - zaczęli się śmiać z jego tonu, a blondynka przytuliła się do chłopaka i przy okazji wystawiła mu język.

-Idziecie na skały? – zagadnął Logan, gdy opanował śmiech.
-Ja na razie nie, muszę się obmyć z tego błota, moje włosy się lepią – powiedziała Jessica próbując przeczesać włosy palcami i ruszyła w stronę jeziora.
-Dołączysz potem do nas? – podeszła do niej Vi po tym jak pogadała sobie w grupce z zakręconymi i zbzikowanymi przyjaciółmi.
-Jasne, a co z Jamesem?
-Zostaje tak jak ty, mówił, że zna drogę.
-OK. – przytaknęła. – A ty?
-Co ja?
-Nie będziesz spłukiwać tych plam, które zresztą ja ci zrobiłam?
-Nie, same zaraz odpadną, to tylko piach – pomachała jej i ruszyła z chłopakami pod górę, w stronę drzew.
-Aż coś ściska w środku, że będę musiała wybrudzić tym błotem taką przezroczystą, lśniącą wodę – powiedziała do siebie.
Zdjęła buty i wskoczyła do lodowatego jeziora. Skrzywiła się z zimna i już miała się poddać. Nie potrafiła wytrzymać, ale zauważyła bruneta, który szedł w jej stronę. Posłała mu szeroki uśmiech, a on zapytał:
-Zimna?
-Nie, taka w sam raz – kłamała. – Możesz bez obaw wchodzić.
-Jak na taki słoneczny i ciepły dzień to wszystko może być możliwe – przyznał.
-Wchodź śmiało – zaśmiała się pod nosem, żeby tego nie widział i odeszła parę metrów dalej, a każdy ruch wody odbijającej się od niej dawał większy chłód.

 Chłopak poszedł w jej ślady i zaraz bez butów też był w wodzie, lecz nie było mu za wesoło.
-Okłamałaś mnie, ona jest lodowata – wysyczał.
-No wiem – przytaknęła. – Chciałam zobaczyć twoją minę – uśmiechnęła się. – Było warto.
-A ja chętnie zaraz zobaczę twoją – zanurkował pod wodą, a ona automatycznie zaczęła uciekać w stronę wodospadu. – I tak cię znajdę.
 Usłyszała to dopiero wtedy, gdy znalazła się za wodospadem. Te słowa były bardzo ciche przez wodę, która spływała z góry. Dziewczyna postanowiła sobie, że nie pokaże się Jamesowi i tutaj posiedzi. Kiedy płynęła całe błoto z niej spłynęło i teraz była jedynie mokra. Obejrzała się za siebie i w kamieniach ujrzała niewielkie wejście, więc ruszyła tam z ciekawości. Wchodząc do środka jej oczom ukazała się niewielka jaskinia oświetlona w niektórych miejscach promieniami słonecznymi, które wlatywały tu przez wolne miejsca między skałami. Usiadła w rogu i słuchała uderzeń wody o lśniące zwierciadło jeziora. W tym miejscu mogła odetchnąć, odpocząć. Myśli mogły w końcu się ułożyć i ta atmosfera odciągała napięcie, zabierała wszystko. Czuła się tutaj jak w raju pomysłów. Sytuacje z książek, które pisała przelatywały tak szybko dodawała większego natchnienia. Poczuła w swoim wnętrzu uczucie, które podpowiadała, że pomimo braku weny, tutaj w tym cudownym miejscu mogłaby bez trudu napisać paręnaście kartek, nawet gdyby załamanie, cierpienie i ból rządziłby jej ciałem. Krople wody odganiały przykrość, złość, zdenerwowanie, zestresowanie zastępując wszystko radością, spokojem, a nawet wewnętrznym oczyszczeniem w krótkim czasie.
 Oczywiście jak to zawsze w jej życiu bywa, nigdy nie ma wiele czasu dla siebie, woli pomagać ludziom, pisać, być z rodziną lub dobrze bawić się z przyjaciółmi. W tej jaskini tak samo, długo sobie nie posiedziała, bo usłyszała za sobą czyjeś kroki, a potem poczuła ręce na swoich ramionach.
-Myślałaś, że cię nie znajdę? – zapytał.
-Nie – pokręciła głową nie otwierając oczu. – Wiedziałam, że w końcu znajdziesz to miejsce, że tu przyjdziesz i albo zachowasz się normalnie, albo dokonasz czegoś takiego czego się nie spodziewam i to wykorzystasz. Posłużysz się moją nieświadomością i przestraszysz w taki sposób, że nie będę mogła się otrząsnąć.
-Skąd to wiesz? – zdziwił się.
-Znam cię…
-Naprawdę? – zaśmiał się.
-Nie, to tak na niby, przecież ja zawsze chodzę na quady z nieznajomymi – odparła sarkastycznie.
-Byłaś tu kiedyś wcześniej?
-Nie, a ty? – spojrzała w górę.
-Też nie, nigdy jakoś nie znalazłem tu tego miejsca, chłopaki z resztą też nie, bo by mi powiedzieli, a byliśmy w tej okolicy już nie raz – odparł i chwycił Jessice za rękę.
 Spojrzała na niego z zakłopotaniem, a on jedynie wyprowadził ją na zewnątrz. Nie chciała stamtąd iść, chciała zostać za wodospadem, ale im bardziej się sprzeciwiała tym chłopak bardziej nalegał, aż się wkurzył i wziął ją na barana zanosząc na suchy ląd.
-Nie pozwoliłeś mi pomarzyć – odwróciła się obrażona i zabrała buty. Przemyła je z góry, założyła i nie patrząc na chłopaka z udawaną minął poszła w stronę gdzie zniknęli przyjaciele.
-Nie znasz drogi – krzyknął za nią.
-Najwyżej się zgubie, a to będzie twoja wina – przyśpieszyła nieco kroku i kiedy stracił ją z oczu pobiegła do niewysokiego drzewa z dużą ilością liści w koronie. Złapała się grubej gałęzi i zaraz była już na niej. Złamała jej boczną „przyjaciółkę” i rzuciła w krzaki niedaleko drogi.
-Aua – udała ból.
-Jessica – krzyknął brunet. – Jessica, gdzie jesteś? Co się stało?
-Tak piekielnie boli – wyobrażała sobie ból, kiedy upadła na rękę. – James gdzie jesteś? – krzyczała drżącym, udawanym, głosem.
-Jessica -  był przestraszony, a kiedy pojawił się pod drzewem zeskoczyła z gałęzi.
-Tu jestem – zaczęła się śmiać leżąc koło chłopaka. – Nic mi nie jest.
-Bałem się – wkurzył się na nią.
-Tak wiem – wystawiła mu język. – I za to jesteś moim przyjacielem – przytuliła Jamesa pomimo stawianego oporu.
-Jeszcze raz to zrób, a chyba coś ci się stanie – zagroził i przypomniał sobie czuły punkt dziewczyny.
 Po chwil nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-James przestań… Zostaw mnie…
-Nie, chyba, że… - zastanowił się.
-Chyba…. Że… co….?? – jąkała się ze śmiechu.
-Przestaniesz swoją zabawę, będziesz miła.
-Jestem miła, no chyba, ze kogoś bardzo nie lubię. Vici potwierdzi – złapała jego ręce. -  Dla ciebie też jestem miła – uśmiechnęła się i spojrzała w jego brązowe oczy. Ponownie tak jak jakiś czas temu w nich utonęła. One zawierały w sobie tyle szczęścia, radości i miłości. Tylko jakiej miłości? Do rodziny? Rodzeństwa? Muzyki? A może on ma już wybrankę swojego serca, może ma dziewczynę, o której nie oznajmił jeszcze światu?
 Kiedy do jej głowy wpadły te myśli odwróciła wzrok i powoli wstała otrzepując się z piasku. Chłopak spoglądał na nią długi czas z pozycji kucanej i zastanawiał się co się z nim dzieje. Te niebieskie tęczówki pochłaniały go w całości, czuł się jakby mogły zajrzeć do jego wnętrza i poznać wszystko. Nie wiedział jaka jest prawda, nie wiedział jakie zadać pytanie, co się dzieje tam w jego sercu, duszy, umyśle? Gdy patrzył na Jessice złe myśli odpływały, liczyła się tylko jego przyjaciółka. Dlaczego?

-Idziemy? – to pytanie wyrwało go z rozmyślań i tylko kiwnął głową wstając.
-Trzeba iść na prawo i zaraz pod górę. Tak naprawdę to nie jest daleko. Jedynie mała wspinaczka i zaraz będziemy koło wodospadu – wytłumaczył. – W jednym miejscu jest stromo, ale poradzimy sobie.
-No oczywiście, że tak. Jak tacy ludzie jak mi mieliby sobie nie poradzić nawet z największymi przeszkodami na swojej drodze?
-No właśnie też się tak nad tym zastanawiam – udał zamyśloną minę.
-Oj przestań – zaśmiała się i zabrała mu rękę z brody.
-Nie pasuje mi ta poza? – stanął w miejscu.
-Nie… - wyjąkała ze śmiechu spoglądając na to rozbawiające ustawienie i do tego te miny.
-To zrób lepsze, proszę bardzo cała przestrzeń dla ciebie blondyneczko – zakręcił się dookoła.
-To… chyba… nie najlepszy….. pomysł – nie mogła ustać.
-Nie podejmujesz się tego przewspaniałego zadania?
-Nie raczej nie… Możemy zmienić temat i iść dalej?
-Jasne, ale wiesz nie będziemy mieć super zdjęć na szczycie, bo Carlos zapomniał lustrzanki z quada.
-To dobrze, nie jestem fotogeniczna – odetchnęła z ulgą, a zarazem była zaskoczona. – A skąd w ogóle wiesz o lustrzance?
-No jak to? Widziałem jak brał z domu i  zapominalski zostawił na quadzie, ja z reszta przez ciebie też zapomniałem.
-Jak to przeze mnie?
-Bo myślałem, że naprawdę coś ci się stało… Przestraszyłem się…
-Wiem – przytuliła go. – I za to cię kocham… mój ty przyjacielu – nie wiedziała skąd te słowa pojawiły się w jej głowie i dlaczego je wypowiedziała tylko nie w całości tylko kawałkach. To prawda był kochanym, najlepszym przyjacielem, ale na wspomnienie pierwszych słów poczuła gorąco, lecz brunet też to poczuł, kiedy zdanie wpadło do jego uszu. Obije, tak samo, ale zarazem oddzielnie nie wiedzieli co się dzieje, ale przez swoje charaktery zakryli to uczucie innymi myślami, nie chcieli zastanawiać się nad tym wszystkim, chcieli cieszyć się teraźniejszością.

 Rozmawiając weszli na kamienne schodki ułożone przez przyrodę, to całe miejsce stworzyła przyroda, tylko nie wiadomo czy myślała wtedy o ludziach.
 Ich rozmowa opierała się na wszystkim i niczym. Było w niej mnóstwo rzeczy: podziwianie widoków, kariera, zbliżające się dni, wyjazd, książka. Raz na temat, a raz całkowicie odbiegające od ich wzajemnych słow.

Stopnie ominęli szybko, kamienistą drogę także, a teraz przyszła pora na coś gorszego.
-To tutaj – oznajmił brunet. – Trzeba bardzo uważać, gdy się przechodzi i mocno trzymać kamieni. To przez ten kawałek tak mało ludzi tędy chodzi.
-Idź pierwszy – odsunęła się na bok chcąc go przepuścić.
-Ty idź, muszę cię widzieć i jakby coś pilnować. Nie chcę, żebyś spadła.
-A ja nie chce, żebyś ty spadł – nie odpuszczała.
-Jessica – spojrzał na nią przekrzywiając głowę.
-James
-Jessica
-No dobra – uległa tej jego minie i zaraz szła już powoli jedna noga za drugą, a serce waliło jej jak oszalałe. W pewnym momencie zamknęła oczy i kierowała nią jedynie ręka.
-Wszystko w porządku? – usłyszała głos chłopaka, gdy stanęła na chwilę.
-Tak – przytaknęła i ruszyła dalej. Liczyła kroki, a po chwili była już na drugiej stronie.
  James był jakieś trzy kroki za nią i nie zdążyła się nawet obrócić w jego stronę, kiedy usłyszała osuwające się kamyki.
-James! – krzyknęła i  rozglądała się dookoła siebie. – James – zerknęła w dół przepaści, kiedy chłopak ledwie trzymał się jakiegoś wystającego kamienia.
-Idź po pomoc – rozkazał. – Wytrzymam.
-Nie zostawię cię – położyła się na kamienistym prochu i piasku. Nachylając się nieco do przodu, a zarazem w dół, chwyciła jego dłoń. Poczuła mocne szarpnięcie do przodu, gdy jedna z jego rąk puściła podporę. Mogła spaść, ale się nie dała. Brunet trzymał się mocno kamienia, a Jessica jego nadgarstek. – Nie puszczaj proszę cię.
-Nie zamierzam, ale jednak myliłem się, długo tak nie wytrzymam – powiedział drżącym głosem, a nogami szukał jakiegoś podparcia.
 Dziewczyna nie rozglądając się wcisnęła nogi w szczelinę, aby nie mogła się poruszyć do przodu, aby była choć w jakimś stopniu unieruchomiona, ponieważ jeśli druga ręka nie wytrzyma polecą razem. Złapała go teraz dwoma rękami, a parę sekund później palce drugiej ręki nie wytrzymały. Oboje nie przewidzieli sytuacji, która nastąpiła po paru krótkich chwilach.
 Blondynka źle trzymała chłopaka i jego ręka się wyśliznęła, a ją pociągnęło do przodu. Prawie razem wisieli już nad kamieniami i jakimiś górskimi krzewami.
-James musisz podać mi rękę – wyszeptała, bo tylko na szeptanie było ją teraz stać.
-Polecimy razem – nadal szukał jakiegoś podparcia, a jego lewa ręka zwisała sztywno w dół, strach ją sparaliżował i nie brunet nie mógł nad nią zapanować.
-Nie spadniemy, daj mi rękę – wyciągnęła jak tylko mogła swoją dłoń w jego stronę, a nogami wciąż szukała szczeliny. – Daj mi rękę – powtórzyła.
 Ta sytuacja przeraziłaby zapewne wiele osób, a pewnie większość nie chciałaby na to patrzeć. Jessica mogła w każdej chwili zsunąć się jeszcze bardziej, lecz nie poddawała się i złapała pierwszo chłopaka w ramieniu, a potem podciągnęła trochę do siebie, aby chwycić tak nadgarstek, żeby już w żaden możliwy sposób nie wyśliznął się.
-Nie puszczę cię – wyszeptała ze łzami w oczach. – Victoria, Logan – krzyczała, a słowa odbijały się echem w oddali.
-Nie płacz – powiedział do niej ze smutnym wyrazem twarzy.
-Nie… - przerwała, bo dopiero teraz uświadomiła sobie, że płacze, że szlocha jak dziecko.
 Czuła palący ból w rękach, ale się nie poddawała. Pociągnęła chłopaka w swoją stronę o wiele mocniej niż wcześniej, a on chwycił dłonią kamień przy którym leżała. Czuła, że jego ręka ponownie się wyślizguje, więc próbowała chwycić go w innym miejscu.
Nie mam sił – słowa pojawiły się w jej głowie.
Dam radę – pomyślała i znowu pociągnęła, aż poczuła szarpnięcie w mięśniach przy ramieniu. Udało jej się, James już był prawię przy niej, nie wisiał, a wtedy pojawili się Logan, Carlos i Kendall.
 Zauważywszy co się dzieje podbiegli do nich i wciągnęli bruneta jeszcze do przodu i pomogli wstać. Jessica nie chciała puścić jego dłoni pomimo że byli daleko od przepaści, a potem wpadła w jego ramiona.
-Bałam się, że cię nie utrzymam, że spadniesz. Wolałabym być na twoim miejscu, ty masz więcej siły, a ja mogłam cię wypuścić – nie przestawała.
-Nie mów tak, udało ci się, wciągnęłaś mnie na górę. Uratowałaś mnie – głaskał ją po włosach.
-A co jeśli znowu coś się stanie, gdy będziemy wracać? – zaniepokoiła się.
-Nie będziemy tędy wracać – pojawił się przy nich Kendall.
-Jak to? – zdziwiła się Victoria i Jessica.
-Carlos zna, bo kiedyś znalazł, drugą drogę, jest dłuższa i wychodzi się z drugiej strony, ale jakoś poradzimy sobie z powrotem do quadów.
-Chodźmy na górę, a potem wrócimy – zaproponował Logan. – Wy jeszcze tam nie byliście.
-No właśnie chodźmy – złapał Jess między łokciem a ramieniem. Dziewczyna zasyczała z bólu i się skrzywiła. – Co jest? – zaniepokoił się brunet.
-Nic takiego – odparła rozmasowując sobie tamto miejsce.
-Pokaż – złapał ją za łokieć i podciągnął rękaw do góry. Zauważył dużą czerwoną plamę, która zmieniała się w fioletową. – To ma być nic?
-Cicho… - uciszyła go, aby reszta nie słyszała.
-To ma być nic? – powtórzył ciszej patrząc na jej twarz.
-Musiałam sobie tam coś naderwać, kiedy cię wciągałam – opuściła wzrok, aby nie patrzeć na niego.
-Mogłaś powiedzieć.
-Idziecie? – zapytała Vic wychylając się za głazu.
-Tak – powiedziała pośpiesznie Jess zsuwając materiał w dół.
-Mamy sobie do pogadania – szepnął jej na ucho.
-Nie musisz dziękować – wystawiła mu język i pobiegła za przyjaciółką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz