sobota, 30 marca 2013

Rozdział 5...



 Dziewczyna obudziła się bardzo wcześnie rano i pomimo, że krótko spała nie czuła zmęczenia. Dzięki wymyślonej historii jej sny skupiły się na poprzednich wakacjach z elementami nowej znajomości, imprezy urodzinowej na plaży oraz tajemniczego wątku miłosnego. W taki sposób wspólne, przyjacielskie wakacje zamieniły się w niesamowitą przygodę, o której marzyła będąc nastolatką i... teraz.
 Otwierając oczy magia kolorów i szczęścia prysła. Wokół niej pojawiła się szara rzeczywistość.
 Kiedy spojrzała na fotel w lewym rogu, gdzie wisiały jej wczorajsze ciuchy, wszystko wróciło. Każde słowo, każdy ruch, każda myśl wywoływały okropny ból w sercu.
 Postanowiła sobie, że nie będzie płakać i tak się też stało. Nie miała na to sił oraz chciała zapomnieć, zakończyć przeszłość, zacząć nowy rozdział. Spoglądając na swoją dłoń jej wzrok przykuł złoty pierścionek z niebieskim diamentem. Do jej głowy powróciły myśli, że wszystko może być jak dawniej.
-Kogo ja chce oszukać? - spytała. - Chyba tylko siebie.
 Podeszła do sukienki i z kieszeni wyjęła swój czarno-zielony telefon. Na ekranie widniało cztery nieodebrane połączenia: od taty, od Amy, od znajomego z wydawnictwa oraz od Matta. Tylko jedno połączenie od niego. Poczuła wstręt i żal. Chłopak, którego kochała nawet jej nie szukał, nie próbował przeprosić. On nigdy nie przepraszał.
 Założyła niebieski szlafrok, związała włosy i po cichu zeszła na dół, aby nie obudzić Victorii. Umyła naczynia po wczorajszej herbacie i zaczęła przeglądać półki w poszukiwaniu jakiegoś smacznego i pożywnego jedzenia. Znalazła swój ulubiony dżem truskawkowy, ale chlebak świecił pustkami. Zabrała przyjaciółki białe sandały i wygrzebała kilka drobnych z kieszeni swojej kurtki. Spoglądając przez okno upewniła się, że piekarnia jest otwarta i wyszła na ulicę. Miała jeden cel: kupić ciepłe bułki, które zawsze poprawiają humor.
 Nie było kolejki, a wokoło pachniało świeżym chlebem. Sprzedawczyni zdziwiła się widokiem Jess, jednak nic nie powiedziała.
 Dziewczyna kupiła sześć kajzerek i wróciła powolnym krokiem do domu. Na blacie leżał jej telefon, który właśnie dzwonił. Podbiegła szybko i odebrała w ostatniej chwili.
-Halo?... Cześć Amy, czy coś się stało?... To nie jest najlepszy pomysł... Tak wszystko jest OK... Tak, a może spotkamy się w twoim ulubionym centrum handlowym, w kawiarni... Pasuje ci?... To świetnie… Do zobaczenia o dziesiątej... Pa.
 Do kuchni weszła zaspana Victoria i zapytała cichym jeszcze głosem:
-Co ty tu robisz tak wcześnie?
-Jak to wcześnie? Jest już po ósmej.
-Ale na wakacjach nie dało się ciebie wyciągnąć z łóżka przed dziesiątą, jak późno się kładłaś - nie odpuszczała.
-Chyba powraca dawne życie i wczesna pora wstawania - zakończyła spoglądając na przyjaciółkę, która stała w bezruchu nad czymś się zastanawiając.
-Co tak pachnie? - nagle zapytała.
 Jessica odsunęła się i pokazała gestem dłoni reklamówkę z ciepłym pieczywem, a Vic się uśmiechnęła , lecz po chwili wskazują na jej ubranie dodała:
-Wyszłaś tak do sklepu i do tego w moich sandałach?
-Tak, a co w tym złego? To jeśli oni mogą wychodzić po gazetę w pidżamach to ja mogę przejść się w szlafroku po jedzenie.
-Dobra niech ci będzie, ale... - nie dokończyła, bo usłyszała na górze dzwoniący telefon i puściła się pędem po schodach.
 Jessica zdążyła zrobić sobie dwie duże kanapki oraz zieloną herbatę, kiedy Victoria rozmawiała przez telefon, a potem schodziła kilka minut po niewielu stopniach wbijając wzrok w ekran, gdzie pisała smsy.
-Czyżbyś miała kogoś innego na oku oprócz Nathana? - zapytała Jess wyrywając dziewczynę z rozmyślań.
-Co?... Nie, to tylko znajomy. Umówiłam się w nocy z nim, żeby przyjechał rano to pogadamy. Właśnie dzwonił, że niedługo będzie - chciała jeszcze dodać, żeby została na parę minut, ale ona mówiła już o swoich planach.
-O to świetnie, nie będę wam przeszkadzać, bo dzwoniła do mnie Amy i mam się z nią spotkać o dziesiątej. Zaraz się zbiorę i pojadę - przerwała, a po chwili dodała. - Mogłabym pożyczyć twój samochód, choć wiem, że z rana będą korki?
-Jasne... Kluczyki są w mojej sypialni na komodzie. Bierz śmiało.
-Dziękuje, jesteś kochana - zeskoczyła z krzesła i pobiegła ją przytulić. - Na ciebie zawsze można liczyć.
 Po zjedzeniu śniadania ruszyła szybko na górę i wygrzebała z szafy Victorii swoje ciemne jeansy i bladoróżową, cienką bluzkę z czarnym paskiem. W łazience umyła twarz i zęby, a z garderoby pożyczyła beżową kopertówkę, do której wpakowała telefon i kluczyki.
 Podchodząc powolnym krokiem do swoich balerinek Jessice zatrzymała Vic, która  powiedziała głośniej niż zazwyczaj:
-O nie moja droga, w tych cienkich butach to ja cię nie wypuszczę. Weź sobie coś z moich, mamy ten sam rozmiar.
-Dziękuje - otworzyła szafkę i wyjęła czarne szpilki. Spojrzała przez okno i poinformowała. - Twój gość przyjechał, a właściwie, kto to taki?
-Logan Henderson.
-Że co? - krzyknęła Jess.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz