niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 28...



-Jessica idziesz? – usłyszała z dołu krzyk przyjaciółki. – Chłopaki już czekają.
-Zaraz zejdę – odkrzyknęła zakładając na siebie białą, sportową bokserkę.
-Pośpiesz się – ponagliła.
-Ależ ty niecierpliwa, nie możesz poczekać tych paru minut?
-Nie… - zaśmiała się Victoria.
-Ty w przeciwieństwie do mnie nie leżałaś w błocie, więc nie powinnaś mieć nic do gadania.
-Chłopaki też w nim leżeli i są szybsi od ciebie, a oni jeszcze musieli pojechać do domów.
-Ale ja nie jestem facetem.
-No chodźże już.
-OK. – skakała ze schodka na schodek, a potem pędem rzuciła się w stronę drzwi wejściowych i szafy, w której miała czarne adidasy. Gdy spojrzała się za siebie nie zauważyła osoby przed nią i skończyło się zderzeniem.
-Przepraszam, nie chcia… - nie dokończyła, bo zauważyła nieznaną jej dziewczynę z czarnymi długimi włosami spiętymi w koka.
-Cześć jestem Amy – uśmiechnęła się nieznajoma podając jej rękę.
-Jessica – odparła i nadal przyglądała się dziewczynie z dziwnym wyrazem twarzy, aż przyszedł James.
-Ooo… Widzę, że już się poznałyście.
-Tak… - odparły wspólnie.
-To jeśli nie muszę już pełnić funkcji osoby, która przedstawia was sobie to jedziemy.
-Chyba śnisz – skomentowała to Jess.
-Ale o co ci chodzi? – był zakłopotany.
-Jechać to będziesz mógł sobie potem do domu, a teraz dla rozgrzewki biegniemy do klubu i nie chce słyszeć, że ci się nie chce – przedstawiła sytuacje i zaczęła wiązać sznurówki.
-Naprawdę musimy? – jęknęła Amy.
 Jessica nic nie odpowiedziała tylko zmierzyła ją spojrzeniem i  nie chciała wiedzieć kim ona w ogóle jest i jak się tu znalazła, pomimo że ciekawość zżerała ją od środka.
 Spoglądała na ten jej krzywy grymas od niechcenia na twarzy. Co chwile słyszała jakieś jej szepty do ucha chłopaka, więc stwierdziła, że nie będzie im przeszkadzać i jakby ich nie widziała wyszła na zewnątrz. Na parkingu stali już Carlos, Logan i Kendall.
-Witam ponownie chłopaki – przytuliła ich.
-Hejka maluchu – roztrzepał jej włosy Carlito.
-Hahaha, bardzo śmieszne. Ja mała? Pamiętaj, że jestem twojego wzrostu – wystawiła mu język i zaczęła się nieco rozciągać.
-Dlaczego to robisz? – zapytał Kendzio. – Przecież zanim znajdziemy się w klubie będziesz musiała robić to drugi raz.
-Wcale nie i wam też bym radziła, bo przez kilka godzin tych swoich tyłków to nie posadzicie w wygodnym i ukochanym autku. Dzisiaj biegniemy, tutaj przez niedaleko jest bardzo fajna droga i  nie odpuszczę wam tego – poinformowała trójkę z uśmiechem i przeszła do skłonów.
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje… W końcu ktoś taki się znalazł, nie będę musiał sam ich zmuszać – krzyczał uradowany Logi i zaczął ją obściskiwać.
-Przestań, bo mnie udusisz i nadal pozostaniesz sam – zażartowała.
-Nie puszczę cię, takiego wielkiego szczęścia się nie wypuszcza ot tak z rąk jeśli prosi, nie wiedziałaś?
-Nie, a teraz mnie postaw.
-Nieee – ścisnął ją jeszcze bardziej i zaczął przy okazji się trochę droczyć.
-Co ja tu widzę, co to za czułości? – usłyszeli za sobą głos Jamesa.
 Jessica spojrzała w jego stronę, a u jego boku stała Amy.
Bo kto by inny mógł inny obok niego stać – pomyślała i podniosła nieco w górę kącik górnej wargi.
-Jess jest szczęściem Logana – wytłumaczyła Victoria, która wyszyła z za domu.
-A ty skąd wiesz? – zapytali wspólnie Je i Logi.
-Trudno było nie usłyszeć jak wykrzykujesz swoją radość na całe podwórko.
-Na moim miejscu postąpiłabyś tak samo – uśmiechnął się od ucha do ucha ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Może i tak, ale musisz zapamiętać jedną bardzo ważną rzecz – podeszła do niego. – Jess to ja ci nie oddam za żadne skarby świata.
-Niech ci będzie, ale do czasu, ja znajdę sposób – pokiwał z zadowoleniem głową.
-Możemy biec, czy chcecie się chwilę porozciągać? – spytała Jessica i spojrzała na czarnowłosą.
-Możemy biec – odpowiedzieli chórem, więc gdy tylko Victoria otworzyła furtkę wszyscy jedną wielką grupką pokierowali się w stronę piaszczystej drogi za domem dziewczyn. Prowadziła blondynka z Loganem, którzy jako jedyni utrzymywali idealne tempo na trening. Na końcu w dziwny sposób znaleźli się chyba najlepiej wysportowani James i Carlos wraz z Amy. Zamiast skupić się na trasie woleli sobie głośno pogadać i nie włożyć w to nawet minimalnego wysiłku.
 Dziewczynę, co chwilę to wkurzało, była rozdrażniona i nie wiedziała co się z nią dzieje. Jeśli miałaby taką szanse już dawno znalazłaby się kilkaset metrów przed wszystkimi. Ta zła energia się w niej skumulowała, gotowała się i w trakcie rosła, lecz nie potrafiła się uwolnić. Ręce zaczęły jej się trząść, więc raptownie zacisnęła pięści i stanęła.
-Co jest? Zmęczyłaś się? – wrócił do niej chłopak.
-Nie – syknęła, ale zdała sobie z tego bardzo szybko sprawę. – Przepraszam, poniosło mnie.
-Wszystko w porządku? – położył jej rękę na ramieniu.
-Tak, wszystko w porządku. Poczekajmy na pozostałych, bo to już niedaleko.

 Po paru długich sekundach byli już razem całą siódemką, a przez nimi widniał ten wielki szyld z nazwą i godzinami otwarcia. Postanowili się przejść, aby nie wbiec na jakiegoś przechodnia, a w najgorszym razie przed jakiś samochód. Zazwyczaj tymi drogami kierowcy jeździli powoli, ale zdarzali się także młodzi wariaci za kółkiem, którzy musieli nieco poszpanować nowymi samochodami przed bandą znajomych.
 Przed drzwiami o dziwo nie panował dzisiaj tłok, więc weszli spokojnie, a Jessica podeszła do chłopaka przy komputerze.
-Hejka, ja na dzisiaj miałam rezerwacje z moją kumpelą na dwie bieżnie – w normalnych okolicznościach już dawno zwróciłaby się do niego po imieniu i nawet nie musiałaby mówić całego zdania, ale Nick był nowym w tej wspaniałej ekipie ludzi i dopiero poznawał stałych bywalców, a blondynka widziała go po raz pierwszy.
-A na jakie nazwisko? – spytał oficjalnie i z lekką nutą nieśmiałości.
-Braun – uśmiechnęła się do niego.
-Przykro mi, ale nie mam tutaj takich danych, jeśli znajdziecie miejsce proszę bardzo za okazaniem karty wstępu, lecz w innym wypadku nie uda ich się dzisiaj wyrobić.
-Jak to nie ma rezerwacji? – podniosła głos. – Pamiętam, że byłam tu cztery dni wcześniej i Drake zapisywał moje nazwisko.
-Naprawdę nie ma – próbował nie pokazywać zdenerwowania i stresu.
-A Justice? – pytała uparcie.
-Przykro mi, ale też nie – pokręcił przecząco głową.
-Dawaj mi ten laptop – przekręciła go w swoją stronę.
-Przykro mi, ale nie mogę pani pokazać, to tajne dokumenty firmy, do których wgląd ma tylko i wyłącznie personel – próbował za wszelką cenę jej go odebrać.
-Przykro mi, ale ja wiem co robiłam – była wkurzona i aż zabrała komputer z lady. Kiedy spojrzała na tabelki od razu zrozumiała w czym jest błąd, a chłopak usiadł zrezygnowany na krześle. Cofnęła w pliku jedną stronę i podsunęła Nickowi pod nos. – Miałeś włączony nie ten dzień co trzeba, w pewnym stopniu uratowałam ci tyłem i pamiętaj klient ma zawsze racje – uśmiechnęła się promienie, aby dodać mu trochę otuchy.
-Oczywiście, jeśli tylko jeszcze zobaczę karty pani… - spojrzał na ekran. - … Braun od razu siłownia jest do waszej dyspozycji.
-Mów mi Jessica, jestem tutaj bywalcem – podała mu rękę. – I przepraszam za tą złość, po prostu mam zły dzień.
-Nic się nie stało.
 Pokazała mu gestem dłoni, aby poczekał i ruszyła do szóstki na kanapach.
-Potrzebuje waszych kart, inaczej nie wchodzimy.
-Nie ma sprawy – każdy podał jej swoją złotą kartę, lecz jednej nadal brakowało.
-Nie mam dzisiaj swojej przy sobie, zapomniałam wziąć i dopiero teraz sobie to uświadomiłam – wytłumaczyła Amy.
-Skąd wiedziałam, że tak będzie – powiedziała z drwiną Jess, a wszyscy na nią spojrzeli. – Powiedziałam to na głos? – zdziwiła się.
-Taaakkk – odparł z przeciągnięciem Kendall.
-Aha. – zatrzymała się na chwilę, a potem jej wewnętrzna energia znalazła ukryty wylot i udało jej się trochę uwolnić. – To jeśli już mówię swoje myśli to jeszcze jedno. Jesteś Amy, dobrze pamiętam?
-Tak… - odpowiedziała niepewnie z zakłopotaniem.
-Weź się za siebie, zrób coś z sobą, a nie albo jęczysz, albo czegoś nie masz. Nawet nie wiesz jakie to jest wkurzające – zamurowało wszystkich, a ona jedynie obróciła się na pięcie nie zwracając najmniejszej uwagi, że sprawiła dziewczynie ból.

-Masz – położyła na ladzie z dużą siłą karty. – I zalicz z mojej jutrzejszy dzień i przy okazji usuń moją rezerwacje, bo prawdopodobnie nie przyjdę, bo jedna nie wzięła swojej karty i przecież oni jej nie zostawią.
-To mogę na komputerze znaleźć ją i odhaczyć jej dzień. Jak ma na imię i nazwisko?
-Nie wiem jak ma na nazwisko i nie chce wiedzieć – krzyknęła.
-Jessica! – usłyszała za sobą głos zdenerwowanego Logana.
-Co?
-Co ty wyprawiasz?
-Załatwiam nam siłownie – spojrzała na niego jak na jakiegoś głupka, który nie wie co robi w klubie fitness.
-Wiesz, że nie o tym mówię? Dlaczego tak na nią naskoczyłaś?
-Powiedziałam jej prawdę, która przykro mi, ale czasami boli – odwróciła się do niego plecami.
-Jessica – złapał ją za ramię i gwałtownie obrócił w swoją stronę.
-A czy ktoś w ogóle powiedział mi kim ona jest? Nie. Pojawiła się od tak w domu Vic, widzę ją pierwszy raz w życiu i nikt nie raczył nawet powiedzieć nic na jej temat. Zachowuje się gorzej niż mój pięcioletni kuzyn z Paryża. Powiedz mi Logan kim ona do cholery jest? – wykrzyczała mu to prosto w twarz przy wszystkich ludziach i przy ich przyjaciołach. Złość i wewnętrzne uczucia, nad którymi nie miała kontroli wzięły górę i nie zamierzała odpuścić. Stała tam ze skrzyżowanymi rękami czekając na odpowiedź…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz