-Hejka – Victoria
wskoczyła na łóżko śpiącej Jess z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Idź sobie – uderzyła ją poduszką i schowała się pod kołdrę.
-A co z dzisiejszym spotkaniem? – spytała z radością w swoim głosie, który wkurzał blondynkę.
-Jakie spotkanie? – poderwała się do pozycji siedzącej spoglądając na przyjaciółkę wielkimi, zaspanymi oczami.
-Na planie serialu BIG-TIME-RUSH – zaśpiewała,
-Kretynko to jest we wtorek, więc proszę jeśli nie wiesz o pewnych sprawach to nie budź mnie więcej o szóstej RANO – wykrzyczała ostatnie słowa i nałożyła na głowę jaśka.
-Chcesz nazywaj mnie jak tylko sobie chcesz, mi to różnicy żadnej nie robi, jednak to właśnie dzisiaj jest ten twój wtorek – kiedy mówiła zaczęła od zwykłego tonu, lecz potem specjalnie powoli zaczęła ściszać swój głos.
-Co powiedziałaś? – w mgnieniu oka usiadła po turecku, a senność zniknęła z jej twarzy.
-Nic, nic. Śpij sobie spokojnie – pogłaskała ją po włosach i dodała pod nosem. – Pomimo że chłopaki będą na ciebie czekać.
-Co tam mamroczesz? – spoglądała na nią z zakłopotaniem w oczach i całej postawie ciała.
-Gdyż dzisiaj kochana stu procentowo jest wtorek, ale jeśli się siedziało przez CZTERY DNI nad tym głupim laptopem, którego prawdopodobnie niedługo ci zabiorę, bo mnie wkurzasz, to nie spogląda się na biegnący czas, dla ciebie liczy się tylko ta twoja wena. Więc albo się zaraz ruszysz, albo jadę bez ciebie, nie dam ci przepustki, ani adresu studia.
-Przecież wiem, gdzie znajduje się to wasze studio NICKA – skrzyżowała ręce na piersiach i spoglądała na nią ze złością.
-Ruszasz się czy nie, bo ja już jadę?
-Dlaczego no? – jęknęła. – Nie mogłaś poczekać przynajmniej do ósmej z obudzeniem mnie, przecież chłopaki, będą mieli przerwę za parę godzin?
-Droga Jessico ja też mam pracę, swoje życie i muszę na nie jakoś zarobić i tak się składa, że na planie powinnam już być od godziny, więc proszę cię rusz łaskawie te swoje cztery litery i się zbierz, bo jadę bez ciebie – jej wnętrze wypełniała coraz większa złość, ogólnie dzień zaczął się dla niej dość nieprzyjemnie, gdy o piątek dostała nagły telefon od reżysera. Chciała jakoś rozmową z przyjaciółką i zerwaniem ją z łóżka zapomnieć o problemach, jednak to był dla niej wielki błąd, bo to wkurzyło ją jeszcze bardziej. – Czekam w samochodzie, masz 10 minut – rzuciła wychodząc z pokoju i zamykając drzwi.
-W dziesięć minut to ja nawet zjeść nie zdążę – krzyknęła za nią.
-Cóż, było zwracać uwagę na kalendarz i zegarek, sekundy usiekają – odkrzyknęła i zaczęła się śmiać.
Jess zabrała z szafy niebieskie spodenki z wystającymi kieszeniami, białą bluzkę na ramiączkach i do tego niebieski żakiet z krótkim rękawem. Z pod drzwi zgarnęła niebieskie buty na obcasie i pobiegła do łazienki przy okazji wstępując po czarną torbę do garderoby Victorii.
Ubieranie się zajęło jej 3 minuty z przeczesaniem włosów i umyciem zębów i twarzy. Jej brzuch domagał się jedzeni, lecz postanowiła, że zje coś w studiu, bo Vic na pewno nie raczy na nią poczekać. Pobiegła zabrała z sypialni swoją niewielką kosmetyczkę i komórkę, z pułki na wszelki wypadek wygrzebała białe balerinki i chciała jeszcze zrobić sobie na szybko kawę, lecz usłyszała trąbienie i jedynie udało jej się zamknąć dobrze dom i musiała biec do samochodu kumpeli.
-Nawet nie dasz się człowiekowi w spokoju przygotować i zjeść – odparła siadając na miejscu pasażera.
-Już wiesz jak się czuje w większości dni, gdy mam kręcenie serialu.
-To jest okropne.
-Tak wiem, ale ty nigdy mi nie chciałaś uwierzyć, nie chciałaś słuchać, bo musiałaś wtrącić swoje trzy grosze, nawet tam gdzie one nie były potrzebne – mówiła wyjeżdżając z podwórka i zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-OK., przepraszam, że wtedy nie przyznałam ci racji i jeszcze do tego nie wierzyłam w żadne z twoich słów. Jednak… - spojrzała na przyjaciółkę wpatrzoną w drogę. - … następnym razem daj mi jakieś 30 minut, a nie 10.
-Czasami nawet nie masz tych 10 minut, byłam miła – wystawiła jej język.
-Ale jakbyś chciała wiedzieć, jak nie będę nigdy aktorką, więc nie wymagaj tego ode mnie, ja jestem raczej typem osoby, która lubi poleżeć w ciepłym łóżku, mimo że jest rannym ptaszkiem, choć nie zawsze, może kiedyś pójdę do normalnej pracy, ale na razie chce skupić się na pisaniu, a jak sama dobrze wiesz siedziałam w nocy do drugiej.
-I siedziałabyś jeszcze dłużej, gdybym ci nie zabrała komputera, a wiedz, że niedługo to ja ci chyba go schowam.
-Oj nie bądź taka wredna – szturchnęła ją lekko w ramie.
-To przestań siedzieć tak długi czas nad tym pisaniem – przy rozmowie nie odwracała wzroku od drogi, bo już się nauczyła, że o tej porze nawet w LA zdarzają się wariaci, którzy próbują dobrnąć do pracy jak najszybciej przy okazji nie zwracając uwagi na swoją senność i innych ludzi i kierowców, dopóki nie spowodują wypadku.
-OK., postaram się… - zaśmiała się.
-Masz to zrobić, a nie postarać się to robić.
-Dobra przestane siedzieć po dziesięć, czy tam dwanaście godzin nad pisaniem, będą to robić rzadziej i krócej.
-Ile godzin? – zdziwiła się jej odpowiedzią.
-Dziesięć, czy dwanaście – odparła robiąc minę proszącą o odpuszczenie jakiejkolwiek kary.
-Myślałam, że siedzisz tam maksymalnie do ośmiu godzin, a teraz dowiaduje się, że to cztery godziny więcej, dziewczyno ty sobie zdrowie psujesz.
-Idź sobie – uderzyła ją poduszką i schowała się pod kołdrę.
-A co z dzisiejszym spotkaniem? – spytała z radością w swoim głosie, który wkurzał blondynkę.
-Jakie spotkanie? – poderwała się do pozycji siedzącej spoglądając na przyjaciółkę wielkimi, zaspanymi oczami.
-Na planie serialu BIG-TIME-RUSH – zaśpiewała,
-Kretynko to jest we wtorek, więc proszę jeśli nie wiesz o pewnych sprawach to nie budź mnie więcej o szóstej RANO – wykrzyczała ostatnie słowa i nałożyła na głowę jaśka.
-Chcesz nazywaj mnie jak tylko sobie chcesz, mi to różnicy żadnej nie robi, jednak to właśnie dzisiaj jest ten twój wtorek – kiedy mówiła zaczęła od zwykłego tonu, lecz potem specjalnie powoli zaczęła ściszać swój głos.
-Co powiedziałaś? – w mgnieniu oka usiadła po turecku, a senność zniknęła z jej twarzy.
-Nic, nic. Śpij sobie spokojnie – pogłaskała ją po włosach i dodała pod nosem. – Pomimo że chłopaki będą na ciebie czekać.
-Co tam mamroczesz? – spoglądała na nią z zakłopotaniem w oczach i całej postawie ciała.
-Gdyż dzisiaj kochana stu procentowo jest wtorek, ale jeśli się siedziało przez CZTERY DNI nad tym głupim laptopem, którego prawdopodobnie niedługo ci zabiorę, bo mnie wkurzasz, to nie spogląda się na biegnący czas, dla ciebie liczy się tylko ta twoja wena. Więc albo się zaraz ruszysz, albo jadę bez ciebie, nie dam ci przepustki, ani adresu studia.
-Przecież wiem, gdzie znajduje się to wasze studio NICKA – skrzyżowała ręce na piersiach i spoglądała na nią ze złością.
-Ruszasz się czy nie, bo ja już jadę?
-Dlaczego no? – jęknęła. – Nie mogłaś poczekać przynajmniej do ósmej z obudzeniem mnie, przecież chłopaki, będą mieli przerwę za parę godzin?
-Droga Jessico ja też mam pracę, swoje życie i muszę na nie jakoś zarobić i tak się składa, że na planie powinnam już być od godziny, więc proszę cię rusz łaskawie te swoje cztery litery i się zbierz, bo jadę bez ciebie – jej wnętrze wypełniała coraz większa złość, ogólnie dzień zaczął się dla niej dość nieprzyjemnie, gdy o piątek dostała nagły telefon od reżysera. Chciała jakoś rozmową z przyjaciółką i zerwaniem ją z łóżka zapomnieć o problemach, jednak to był dla niej wielki błąd, bo to wkurzyło ją jeszcze bardziej. – Czekam w samochodzie, masz 10 minut – rzuciła wychodząc z pokoju i zamykając drzwi.
-W dziesięć minut to ja nawet zjeść nie zdążę – krzyknęła za nią.
-Cóż, było zwracać uwagę na kalendarz i zegarek, sekundy usiekają – odkrzyknęła i zaczęła się śmiać.
Jess zabrała z szafy niebieskie spodenki z wystającymi kieszeniami, białą bluzkę na ramiączkach i do tego niebieski żakiet z krótkim rękawem. Z pod drzwi zgarnęła niebieskie buty na obcasie i pobiegła do łazienki przy okazji wstępując po czarną torbę do garderoby Victorii.
Ubieranie się zajęło jej 3 minuty z przeczesaniem włosów i umyciem zębów i twarzy. Jej brzuch domagał się jedzeni, lecz postanowiła, że zje coś w studiu, bo Vic na pewno nie raczy na nią poczekać. Pobiegła zabrała z sypialni swoją niewielką kosmetyczkę i komórkę, z pułki na wszelki wypadek wygrzebała białe balerinki i chciała jeszcze zrobić sobie na szybko kawę, lecz usłyszała trąbienie i jedynie udało jej się zamknąć dobrze dom i musiała biec do samochodu kumpeli.
-Nawet nie dasz się człowiekowi w spokoju przygotować i zjeść – odparła siadając na miejscu pasażera.
-Już wiesz jak się czuje w większości dni, gdy mam kręcenie serialu.
-To jest okropne.
-Tak wiem, ale ty nigdy mi nie chciałaś uwierzyć, nie chciałaś słuchać, bo musiałaś wtrącić swoje trzy grosze, nawet tam gdzie one nie były potrzebne – mówiła wyjeżdżając z podwórka i zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-OK., przepraszam, że wtedy nie przyznałam ci racji i jeszcze do tego nie wierzyłam w żadne z twoich słów. Jednak… - spojrzała na przyjaciółkę wpatrzoną w drogę. - … następnym razem daj mi jakieś 30 minut, a nie 10.
-Czasami nawet nie masz tych 10 minut, byłam miła – wystawiła jej język.
-Ale jakbyś chciała wiedzieć, jak nie będę nigdy aktorką, więc nie wymagaj tego ode mnie, ja jestem raczej typem osoby, która lubi poleżeć w ciepłym łóżku, mimo że jest rannym ptaszkiem, choć nie zawsze, może kiedyś pójdę do normalnej pracy, ale na razie chce skupić się na pisaniu, a jak sama dobrze wiesz siedziałam w nocy do drugiej.
-I siedziałabyś jeszcze dłużej, gdybym ci nie zabrała komputera, a wiedz, że niedługo to ja ci chyba go schowam.
-Oj nie bądź taka wredna – szturchnęła ją lekko w ramie.
-To przestań siedzieć tak długi czas nad tym pisaniem – przy rozmowie nie odwracała wzroku od drogi, bo już się nauczyła, że o tej porze nawet w LA zdarzają się wariaci, którzy próbują dobrnąć do pracy jak najszybciej przy okazji nie zwracając uwagi na swoją senność i innych ludzi i kierowców, dopóki nie spowodują wypadku.
-OK., postaram się… - zaśmiała się.
-Masz to zrobić, a nie postarać się to robić.
-Dobra przestane siedzieć po dziesięć, czy tam dwanaście godzin nad pisaniem, będą to robić rzadziej i krócej.
-Ile godzin? – zdziwiła się jej odpowiedzią.
-Dziesięć, czy dwanaście – odparła robiąc minę proszącą o odpuszczenie jakiejkolwiek kary.
-Myślałam, że siedzisz tam maksymalnie do ośmiu godzin, a teraz dowiaduje się, że to cztery godziny więcej, dziewczyno ty sobie zdrowie psujesz.
-Bez przesady, ile
ja piszę? Zazwyczaj nie mam pomysłów, a nie potrafię pisać na siłę i takie
rozwiązanie to ogólnie mnie odpycha, tak zniechęca, że potem nad tymi książkami
to nie siedzę z tydzień. Sama wiesz, że przez ostatnie miesiące w większości z
tym wszystkim było krucho, nie potrafiłam się skupić, a to ręka, a to artykuły,
przygotowania, wyjazdy, więc teraz chce to nadrobić, więc daj mi tą szanse –
wygłosiła dłuższą mowę.
-Ale jakim kosztem?
-Nie martw się, zostało mi 100 stron drugiej części książki, kiedy ją skończę dam sobie miesiąc odpoczynku i wtedy zastanowię się nad kolejnymi przygodami.
-Wiesz, że te ostatnie strony to będzie dla ciebie męczarnia ze mną?
-Tak, jestem tego świadoma i spróbuje przeżyć, jeśli mi się nie uda najwyżej odwiedzę cię w upiornym obliczu w snach parę razy, a może paręnaście – zaśmiała się.
-Dobra, mi to nie przeszkadza, będę miała wtedy duży przykład i nowe umiejętności do własnego zawodu, nie będzie trzeba improwizować.
-Może i to prawda, ale proszę nie gadajmy już o tym, bo wyjdzie wszystko na moją niekorzyść, a chciałabym może jednak jeszcze trochę tutaj na tym świecie pożyć – uśmiechnęła się. – Lepiej powiedz mi za ile będziemy w tym studiu, bo jestem głodna, a nie chce cię zatrzymywać w żadnym sklepie.
-Za trzydzieści minut – spojrzała w ulicę, którą miała sobie skrócić drogę. – Może jednak za czterdzieści pięć minut, bo tą ulicą raczej nie przejedziemy, po pierwsze korek, po drugie wypadek – wskazała na żółte porsche, które zatrzymało się na słupie.
-No super, zejdę szybciej niż to jest możliwe – zażartowałam.
-Pojedziemy okrężną drogą, to tylko piętnaście minut dłużej jeśli nie będzie zbyt wielu samochodów, chyba ten kwadrans wytrzymasz.
-Spróbuje – odparła z grymasem na twarzy. – Tylko proszę żadnych wyboistych dróg, ani skrótów to może przynajmniej tutaj z lusterkiem uda mi się doprowadzić swoją twarz i włosy do porządku, jeśli oczywiście zapakowałam tą kosmetyczkę, którą miałam w ręku jeszcze w domu.
-OK., da się zrobić – uśmiechnęła się pod nosem i wrzuciła wyższy bieg.
Jess w ciągu dwudziestu minut rozczesała włosy i spięła je w koka po znalezieniu w torbie pojedynczych różnokolorowych wsuwek, które jej ginęły i nie mogła potem za żadne skarby ich znaleźć.
Na twarz nałożyła niewielki podkład, puder i róż. Oczy pociągnęła delikatnie cienką kreską, gdy stały na czerwonym świetle i podebrała przyjaciółce podkręcającą maskarę do rzęs.
Po jakiś pięćdziesięciu minutach jazdy z muzyką na całe wnętrze ich oczom ukazały się w oddali pojedyncze szaro-żółto-pomarańczowe budynki i wielki szyld „NICKELODEON”.
-Już prawie jesteśmy – oznajmiła Victoria.
-Ale jakim kosztem?
-Nie martw się, zostało mi 100 stron drugiej części książki, kiedy ją skończę dam sobie miesiąc odpoczynku i wtedy zastanowię się nad kolejnymi przygodami.
-Wiesz, że te ostatnie strony to będzie dla ciebie męczarnia ze mną?
-Tak, jestem tego świadoma i spróbuje przeżyć, jeśli mi się nie uda najwyżej odwiedzę cię w upiornym obliczu w snach parę razy, a może paręnaście – zaśmiała się.
-Dobra, mi to nie przeszkadza, będę miała wtedy duży przykład i nowe umiejętności do własnego zawodu, nie będzie trzeba improwizować.
-Może i to prawda, ale proszę nie gadajmy już o tym, bo wyjdzie wszystko na moją niekorzyść, a chciałabym może jednak jeszcze trochę tutaj na tym świecie pożyć – uśmiechnęła się. – Lepiej powiedz mi za ile będziemy w tym studiu, bo jestem głodna, a nie chce cię zatrzymywać w żadnym sklepie.
-Za trzydzieści minut – spojrzała w ulicę, którą miała sobie skrócić drogę. – Może jednak za czterdzieści pięć minut, bo tą ulicą raczej nie przejedziemy, po pierwsze korek, po drugie wypadek – wskazała na żółte porsche, które zatrzymało się na słupie.
-No super, zejdę szybciej niż to jest możliwe – zażartowałam.
-Pojedziemy okrężną drogą, to tylko piętnaście minut dłużej jeśli nie będzie zbyt wielu samochodów, chyba ten kwadrans wytrzymasz.
-Spróbuje – odparła z grymasem na twarzy. – Tylko proszę żadnych wyboistych dróg, ani skrótów to może przynajmniej tutaj z lusterkiem uda mi się doprowadzić swoją twarz i włosy do porządku, jeśli oczywiście zapakowałam tą kosmetyczkę, którą miałam w ręku jeszcze w domu.
-OK., da się zrobić – uśmiechnęła się pod nosem i wrzuciła wyższy bieg.
Jess w ciągu dwudziestu minut rozczesała włosy i spięła je w koka po znalezieniu w torbie pojedynczych różnokolorowych wsuwek, które jej ginęły i nie mogła potem za żadne skarby ich znaleźć.
Na twarz nałożyła niewielki podkład, puder i róż. Oczy pociągnęła delikatnie cienką kreską, gdy stały na czerwonym świetle i podebrała przyjaciółce podkręcającą maskarę do rzęs.
Po jakiś pięćdziesięciu minutach jazdy z muzyką na całe wnętrze ich oczom ukazały się w oddali pojedyncze szaro-żółto-pomarańczowe budynki i wielki szyld „NICKELODEON”.
-Już prawie jesteśmy – oznajmiła Victoria.